Przepiękne emocje dane przez mistrzów świata

Siatkówka

Nie jestem typem sportowca, chociaż ostatnio zaczęłam biegać. Nie jestem osobą, która śledzi wszystkie dyscypliny i kibicuje Polakom, którzy dostają się gdziekolwiek. Nie jestem nawet wielką fanką jednego sportu, który oglądałabym i śledziła niezależnie od pory dnia, obowiązków itd. aczkolwiek siatkówkę zawsze kochałam i kiedy nadchodzi tak cudowny moment jak wczoraj, to sadzam swoje cztery litery i oglądam transmisję, którą nareszcie jest mi dane obejrzeć.fanpage

Do czego piję? Do tych emocji, które człowiek przeżywa. Jeszcze mecz się nie zaczął a Polacy pokazali jak pięknie potrafią zaśpiewać hymn. Aż ciarki mnie przeszły, gdy poczułam tę moc. Aż sama miałam ochotę stanąć tam z nimi i śpiewać – kurcze, to są te chwile, które mnie wzruszają i kończę ze łzami w oczach. Później kolejne emocje, gdy zdobywaliśmy i traciliśmy kolejne punkty. To zdenerwowanie, to przyspieszone bicie serca, te wrzaski. W dodatku ostatnie trzy mecze oglądałam w fajnym towarzystwie, mimo że tylko i wyłącznie przez internet na TeamSpeaku (poza mamą, która przeżywała wszystko ze mną) i naprawdę świetnie się bawiłam.

Po skończonym meczu i naszym zwycięstwie ta euforia długo jeszcze we mnie trwała. To  naprawdę niesamowite, odczuwać te wszystkie emocje. Ktoś, kto nie interesuje się w tym żadnym stopniu pewnie nie zrozumie, pewnie pomyśli, że mam nierówno pod sufitem. To nie jest kwestia patriotyzmu (przynajmniej u mnie), to jest kwestia tego, że Polacy rozegrali naprawdę rewelacyjny, emocjonujący mecz, który aż chciało się oglądać i jest to jeden z nielicznych sportów, który rzeczywiście lubię obejrzeć w wykonaniu Polskiej reprezentacji. Zaraz obok jest piłka ręczna. Bajka, po prostu bajka. Jedyne co jeszcze bardziej by mnie uszczęśliwiło, to obejrzenie takiego widowiska na żywo, chociaż pewnie ciężko byłoby mi utrzymać swoje emocje na wodzy a głupio wrzeszczeć będąc gdzieś wśród ludzi. Anyway, cieszę się, że zdobyliśmy złoto, że wreszcie jesteśmy mistrzami świata, bo chociaż było bardzo wiele okropnych momentów, zmarnowanych akcji i gry, która była żałosna, mimo wszystko rozgrywka była przepiękna i aż miło było na to wszystko popatrzeć. A Wlazły jest mym mistrzem od trzech meczy (wcześniejszych niestety nie widziałam :() i gdyby nie on, to mogłoby być naprawdę ciężko. Nie raz i nie dwa ratował nam tyłek. Ah… fajne, pozytywne emocje. Szkoda, że to już koniec.

Related Posts

E-book

Archiwum