Licencjonowana turystka i rekreantka

„Gratuluję serdecznie! Zostaliście licencjonowanymi… ymmm… turystami… i… rekreantami. O!”. No i stało się. Zostałam absolwentką. Skończyłam trzyletnie, wymarzone studia. Napisałam pracę pt. „Internet jako narzędzie marketingu turystycznego”. Obroniłam ją na 5. Skończyłam z 5 na dyplomie i średnią z toku studiów 4.44. Przez dwa lata pobierałam stypendium za osiągnięcia naukowe i badania naukowe. I w chwili obecnej czuję swego rodzaju pustkę…

Pustkę, bo to już koniec. Pustkę, bo dostałam to, czego chciałam a nawet więcej, niż sądziłam, ale mimo wszystko jakoś tak nieswojo się czuję. W czym więc problem? W tym, że po powrocie z wyjazdu, o którym niżej, ewentualnie już w takim maksymalnym, na siłę, przeciągnięciu do października, bo i tak pewnie będę musiała tak zrobić, powinnam zacząć szukać sobie stałej pracy. Takiej wiecie. Gdzie idziesz rano, wracasz po południu. Co miesiąc dostajesz wynagrodzenie. I OBY robisz to, co kochasz. Z tym, że mieszkając w miejscu w którym mieszkam, większego sukcesu niestety sobie nie wróżę, a znów wyprowadzić się od tak, to trzeba mieć fundusze. Samemu niestety ciężko się utrzymać a nikt mi od razu na stół trzech klocków nie położy ;) I tutaj koło się zamyka. Dobra, wiem że panikuję na wyrost, powinnam się cieszyć, korzystać z wakacji, szczególnie że w poniedziałek wyjeżdżam, ale gdzieś tam w tyle głowy miga mi to ostrzegawcze światełko. Bo nie chciałabym do czterdziestki mieszkać z rodzicami i pracować na kasie w markecie.

Dobra, nie ma co narzekać, bo w październiku może się okazać, że dostanę świetną pracę i wszystkie moje zmartwienia będą po nic. A nawet gdyby, to lepiej zacząć martwić się od tego października, bo teraz i tak to nic nie zmieni a tylko zmarnuję cenny czas, którego i tak mi tak bardzo brakuje ;)

Co teraz? Tak bardzo w skrócie? W poniedziałek wybywam do Łodzi, spędzam trochę czasu z kilkoma znajomymi, chociaż liczba ta jest jeszcze niesprecyzowana, nocuję u znajomego i z rana śmigam do Krosna do przyjaciółki. O tym też Wam jeszcze napiszę więcej, bo i zdjęciami pewnie znów się podzielę i od jakiegoś czasu mam gotowy pewien tekst, który pojawi się po moim powrocie. Zostanę u niej.. no właśnie, tutaj jeszcze zobaczymy na ile zostanę, bo bilet powrotny będę rezerwować na miejscu, ale myślę, że półtora tygodnia zejdzie. Wracając znów rano wyląduję w Łodzi i tutaj w zależności, kto będzie miał ile dla mnie czasu, albo jak tylko dostarczę pewną przesyłkę w odpowiednie łapki wsiadam w pociąg i jadę do domku, albo jeszcze powędruję gdzieś po tej przerażającej Łodzi, którą wszyscy mnie straszą i dopiero pod wieczór wrócę sama, bądź z tatą, który przejazdem mógłby ukochaną córeczkę dostarczyć w jednym kawałku do domu ;)

Po powrocie siadam ostro do pracy i nadrabiam zaległości z nieobecności, otwieram, zamykam pewnie kwestie, porządkuję wszystko, co da się uporządkować i zastanawiam się co dalej ;) Sierpień na razie bez konkretnych planów, które pojawią się spontanicznie. Były myśli o Francji, ale nie wiadomo czy cokolwiek z tego wyjdzie, były myśli o czymkolwiek innym, ale nic konkretnego Wam przedstawić nie mogę, bo może okazać się, że cały miesiąc spędzę w domu pracując. Wrzesień to też strasznie niesprecyzowany czas, bo pod koniec miesiąca szykuje mi się wyjazd do Granady, ale być może będę miała także fakultety, z racji tego, że od października zaczynam magisterkę. Po długich za i przeciw, wielu przemyśleniach, rozmowach i walkach zdecydowałam się związać jeszcze z uczelnią na dwa lata. Co prawda inną i na innym kierunku, ale jednak. Tym razem padło na zarządzanie marketingiem i sprzedażą, który studiować będę niestety, co zaboli mój portfel, zaocznie. Dlatego też od października poszukiwać będę też stałej pracy, która pozwoli uzbierać na kolejny rok studiowania i uzupełni puste kieszenie po opłaceniu studiów.

Licencjonowana turystka i rekreantka

Dobra, ja wiem, że powinno być pozytywnie, ale wyszło dość negatywnie. Ostatnio mam okresy zwątpienia w siebie, chociaż zdaję sobie sprawę, że jakoś sobie poradzę. Zawsze sobie radzę. Z obroną też jakoś szczególnie się nie stresowałam, bo wiedziałam, że zajęłam się tym, czym chciałam się zająć i napisałam pracę o tym, o czym chciałam napisać, ale mimo wszystko potrzebowałam przed snem usłyszeć od kogoś, że nie jestem beznadziejna. I usłyszałam. To i jeszcze więcej pokrzepiających słów, które postawiły mnie na nogi… i rozbawiły… i dały motywację, żeby w trakcie odpowiadania na pytania się nie zaciąć i mówić o tym, o czym mam mówić. I za to bardzo dziękuję, bo w innym wypadku pewnie znów czekałaby mnie nieprzespana noc. Stan nieokreślony jeszcze czasami, znienacka mnie dopada i nie zawsze umiem sobie z nim poradzić, ale na szczęście mam wkoło siebie, choć w większości przypadków na odległość, ludzi, którzy są gotowi wirtualnie przyłożyć mi w twarz.. no dobra, kopnąć w tyłek, bo nie chcieliby mnie skrzywdzić i postawić do pionu, powiedzieć, że jestem zajebista i dać motywację do tego, żeby uwierzyć w siebie i się nie poddawać. Kocham Was za to miśki! <3

No to by było na tyle. Licencjonowana turystka i rekreantka na dzisiaj się żegna, bierze się za pracę i za ogarnięcie siebie, bo ma jak zwykle milion rzeczy do skończenia a doby nie potrafi nadal wydłużyć. Przy okazji pyta się jak tam Wasze plany na kolejne miesiące ;)

Related Posts

E-book

Archiwum