Ledwo skończyła się jedna książkowa afera (ta z Olgą Tokarczuk w roli głównej) a już zaczyna się kolejna gównoburza. Blanka Lipińska i jej 365dni. Najlepiej sprzedająca się seria książek, której ekranizacja pierwszego tomu weszła właśnie na ekrany kin. Autorka, Blanka Lipińska odebrała ostatnio nagrodę Empika za swoją trzecią książkę. A rzesze kobiet biegają do kina i wzdychają do Michele Morrone.
O czym jest 365 dni?
365 dni na rynku jest już jakiś czas. Czemu jednak miałoby być spokojnie, skoro z jednej strony krzyczymy „Stop making stupid people famous” a z drugiej szukamy dziury w całym? Pojawił się film, fanki poszłyby do kina i za chwilę wszystko wróciłoby na swoje tory. Ale nie… teraz pojawiła się dyskusja, czy książka Blanki Lipińskiej jest szkodliwa.
Może słowo wprowadzenia dla tych, którzy historii nie znają i nie wiedzą o co chodzi. Seria zaczynająca się od książki 365 dni opowiada o Massimo, włoskim mafioso, który porywa Laurę, której daje 365 dni na to, aby się w nim zakochała. Pierwszy rozdział książki rozpoczyna się seksem oralnym między Massimo a Stewardessą, który szereg osób nazywa gwałtem a autorka ostrym seksem.
Ponadto, Laura… Budząc się w nieznanej sobie chacie zaczyna analizować kosztowność wyposażenia a na informację, że przez 365 dni będzie uwięziona reaguje tak słabo, że przy najbliższej okazji wchodzi Massimo do łóżka i jak możecie się domyślić – ostatecznie się w nim zakochuje.
Czy 365 dni to szkodliwa książka?
No i schody pojawiają się w miejscu, w którym autorka broni swojej książki mówiąc o tym, że Polacy są tacy ograniczeni i przecież nie ma w niej nic złego a „opozycja” krzyczy, że gloryfikacja gwałtu i przyzwolenie na tego typu działania.
Dużo się o tym mówi, więc i ja swoje trzy grosze dodam. Przede wszystkim chciałabym zacząć od tego, że w mojej ocenie Blanka Lipińska jest znacznie inteligentniejszym człowiekiem, aniżeli większość sądzi. Tak, jej książka to grafomania (tak, przeczytałam pierwszy tom!), ale obserwuję ją na Instagramie i wcale niegłupio gada. Patrząc na to, jaki hype nakręciła wokół książki i filmu, to w jaki sposób działa i jak wykorzystuje swoje 5 minut – nie, to nie jest głupi człowiek.
Poza tym, zgadzam się z nią w wielu kwestiach, ale są też takie, z którymi się nie zgadzam. Staram się, żeby seks nie był w żadnym zakresie tabu w moim życiu. Niemniej, uważam, że pierwsza scena z książki jednak jest sceną gwałtu.
Czy książka Blanki Lipińskiej szkodzi?
A więc czy książka jest szkodliwa? Moim zdaniem nie. Na przestrzeni lat pojawiały się lepsze i gorsze książki. Gdybyśmy mieli rozważać tę książkę, która przeznaczona jest dla odbiorcy dorosłego, jako szkodliwą, musielibyśmy usunąć z rynku część erotyków, wszystkie książki, które mówią o morderstwie, gry, w których się gwałci, przejeżdża ludzi lub do nich strzela i tak dalej i tak dalej.
Mówimy o książce. Erotyku. Który przeznaczony jest dla dorosłego człowieka. Sama autorka stale o tym mówi, że nie poleca książki młodszym osobom. Jak więc o książce, w której jest scena gwałtu i kwestia przetrzymywania człowieka, możemy mówić, że jest szkodliwa? Dajemy przyzwolenie na gwałt? Dajemy przyzwolenie na porwania? Serio!
Mam wrażenie, że osoby, które tyle o tym krzyczą i tyle wysiłku wkładają w to, żeby wszędzie w Internecie wytknąć szkodliwość książki ledwo wyszły z piaskownicy, albo są tak zazdrośni o sukces Polki, że nie mogą przeżyć tego, że jej się to udało. Książce można zarzucić wiele. Dla jednym może być cudowna, dla innych bardzo słaba. Może być podniecająca, albo i nie. Może być porywająca, albo nudna. Ale szkodliwa nie jest. Pamiętajmy, że dorosły człowiek sam podejmuje decyzje i zdaje sobie sprawę z tego, że czyta książkę erotyczną a nie poradnik „Jak żyć?”.
Szkodliwość 365 dni – to jakaś kpina
Ogarnijcie się trochę ludzie. Zazdrościcie? Zajmijcie się swoim działaniem i swoim dążeniem do sukcesu. Nie podoba Wam się ten twór? Przestańcie go sztucznie promować i pompować i zajmujcie się tym, co będzie odpowiednich lotów do Waszego poziomu. Uważacie książkę za szkodliwą? To po prostu po nią nie sięgajcie.
Odbiorca, do którego jest ona skierowana powinien zdawać sobie sprawę z tego, że jest to twór literacki i w taki sposób powinien być postrzegany. Książka nie wyznacza kierunku postępowania – traktujcie to jako erotyk, traktujcie jako kryminał, albo nawet fantastykę. Ale nie traktujcie tego jako dzieła szkodliwego, bo znalazłabym wiele gorszych na rynku książki.
365 dni to książka jak każda inna. Nie widzimy nic złego w skandynawskich kryminałach. Ślepnąc od świateł Żulczyka, która traktuje o handlowaniu narkotykami też nam nie przeszkadzała. Nie czepiamy się wielu innych erotyków, których od groma dostępnych jest na rynku. Dlaczego więc tak bardzo przeszkadza nam twórczość Lipińskiej? Problem w tym, że zarobiła na swoich książkach i jeszcze dostaje za nie nagrody? No cóż… myślę, że lepiej zająć się swoją działalnością, skupić się na swoich zadaniach, albo napisać własną książkę i przestać się martwić o szkodliwość KSIĄŻKI innej osoby. Szkodliwe są poradniki, które traktują o głupotach. Ale nie erotyk, który erotykiem (a więc pewnego rodzaju fantazją) ma pozostać.
Dziękuję za uwagę!
Zostań ze mną na dłużej i bądź ze wszystkim na bieżąco:
Przeczytaj także:
Nie czytasz Olgi Tokarczuk? – Zrób z siebie idiotę!
Złodziej dusz – Aneta Jadowska (recenzja)
Prawdziwy mężczyzna… nie jest Koreańczykiem
5 powodów, dla których warto obejrzeć Dom z papieru