Ostatnimi czasy dużo czytam a mało piszę. Dlatego też wreszcie przysiadłam i spisałam swoje przemyślenia na temat kilku tytułów. Przed Wami więc kolejna odsłona przeglądu literatury.

Przegląd literatury 4

 1. W krzywym zwierciadle

Po raz kolejny wracamy do świata baśni, do świata naszego dzieciństwa. Dzieci znanych postaci z baśni znów powracają i znów nas zabawiają. Ja nie wiem co ta książka w sobie ma, ale jest niesamowita. Przypomina mi moje własne dzieciństwo, chociaż preferowałam troszkę inne historie mimo wszystko. Wydaje mi się jednak, że w moim przypadku, jej magia polega na tym, że coraz bardziej wchodzę w dorosłość i seria pomaga mi na chwilę o tym wszystkim zapomnieć, poczuć się jak mała dziewczynka i zwyczajnie kibicować uczniom Baśnioceum w wyborze między dobrem a złem, między niezależnością a nakazem ze strony innych.

Ten tytuł jest o tyle ciekawy, że to nie są tylko bezsensowne słowa, składające się na naiwną historyjkę. To historia, która z każdym tomem niesie ze sobą przesłanie. Chociaż muszę zaznaczyć, bo przy poprzednich tomach tego nie robiłam, wygodniej się tę książkę czyta, znając język angielski, bo łatwiej załapać i zrozumieć pewne nazwy własne, które przetłumaczone zostały w bardzo specyficzny sposób.

2. Maybe Someday

Ileż ja się wahałam, by po tę książkę sięgnąć. Na początku jej nie chciałam, bo opis kompletnie mnie do niej nie zachęcił, mimo że Hopeless autorki było jedną z lepszych książek przeczytanych przeze mnie w zeszłym roku. Tutaj nieszczególnie miałam na nią ochotę, więc odpychałam ją od siebie, bo szkoda mi było czasu, na coś przeciętnego. Jednak wszystkie pozytywne opinie czytane o tej książce zrobiły swoje i postanowiłam dać jej szansę.

Damn it. Colleen Hoover ma w swoim sposobie pisania coś takiego, co hipnotyzuje czytelnika. Maybe Someday na początku nie wywarła na mnie najlepszego wrażenia. Ot, taki tam początek, który nie zapowiadał niczego specjalnego. Aż do tego wielkiego bum, które odmieniło moje myślenie na temat tej pozycji. Nie trzeba było na to bum długo czekać, a odbiór książki zmienił się w taki sam sposób jak w przypadku Hopeless. Wszystko wywróciło się do góry nogami ;)

Teraz już wiem, że po książki Colleen Hoover będę sięgać w ciemno. Nie ważne, czy fragment mnie zachęci, czy nie. Dopóki się nie zawiodę na jej kolejnych pozycjach, dopóty będę po nie sięgać, bo kobieta rozkłada mnie na łopatki. Ale od razu zaznaczam, że facetów ta historia pewnie jakoś szczególnie nie ruszy – mimo wszystko to babskie czytadło jest ;)

3. Kłamca

Przygodę z Jakubem Ćwiekiem rozpoczęłam od jego serii Chłopcy. Przeczytałam dwa tomy, trzeci zostawiając na kiedyś. Jednak jego seria Kłamca od dłuższego czasu nade mną wisiała. Książek długi czas poszukiwałam, a gdy udało mi się je zdobyć, to długi czas leżały bezczynnie na półkach. Nadszedł jednak ten czas, kiedy postanowiłam je odkurzyć i dać im szansę. Chwyciłam za pierwszy tom i zaczęłam czytać w ciemno. I trafiłam na coś, co lubię. Bogów. Znaczy się, od zawsze fascynowały mnie mitologie, fascynowali mnie bogowie poszczególnych kultur, religii. Jako dzieciak grałam w dużo gier ekonomicznych, w których ważną rolę odgrywała także religia, więc na porządku dziennym byli dla mnie Ra, Ozyrys, Posejdon i inni. W Kłamcy spotykamy przede wszystkim Lokiego, do tego przewinie nam się też chociażby Thor. O tak, to jak najbardziej moje klimaty.

A co w tym wszystkim najfajniejsze? Że Ćwieka czuć w książkach Ćwieka. Wiecie, zaczęłam od nowszych książek i odwróciłam chronologię, ale w tych wszystkich przeczytanych przeze mnie tytułach czuć twórczość Jakuba i jest ona tak wyraźna, że bez nazwiska autora na okładce, wiedziałabym, że to jego książka. Po prostu. Bardzo charakterystyczny styl i charakterystyczne poczucie humoru, charakterystyczne kreowanie bohaterów. I chociaż Kłamca to fantastyka z 2005r., z początków Fabryki Słów, to bardzo polecam, bo fajnie cofnąć się do początków autora i przeczytać bardzo udany debiut literacki.

4. Musiałam umrzeć

Cudowna, fragmentami niesamowita historia, która jednak często mnie irytowała. Z dwóch głównych powodów. Raz: „Allach”. Okej, ja rozumiem, że dozwolona jest taka forma w języku polskim, no ale co Allah, to Allah i po prostu „spolszczona” wersja niesamowicie mnie zawsze denerwuje w książkach. Szczególnie, gdy na stronie znajdowałam to słowo kilkukrotnie. Druga rzecz to narracja głównej bohaterki. Z początku bardzo poprawna: wspomnienia kilkunastoletniej dziewczynki, pisane z jej punktu widzenia. Często naiwne spojrzenie na świat, naiwny sposób myślenia. Niestety po jakimś czasie patrzymy na świat oczami dwudziestokilkuletniej dziewczyny, która jednak nadal prowadzi narrację, jakby lat miała „naście”. Mogę wziąć pod uwagę to, że pochodzi ze wsi, to że ma troszeczkę inne patrzenie na życie, niż jej „miastowi” rówieśnicy, ale mimo wszystko w niektórych momentach głupiałam czy czytam o dorosłej kobiecie, która chce być światowa, czy przegapiłam retrospekcję i znów czytam o dziewczynce ze wsi, która marzy o życiu w mieście.
Poza tymi moimi zastrzeżeniami książka jak najbardziej w porządku, poruszająca bardzo trudny temat i niestety dążąca do niego w bardzo rozwlekły sposób. Liczyłam na lekturę, od której nie będę mogła się oderwać a dostałam lekturę, od której szukałam ucieczki, bo zwyczajnie po dłuższym czasie zaczynała nudzić, mimo że jako całość uważam, że była przyzwoita.

Related Posts

E-book

Archiwum