Magia triumfuje to zwieńczenie dziesięciu tomów przygód Kate Daniels – serii, której dumnie patronuję. Choć obecne wydanie zaczęło pojawiać się na rynku w listopadzie 2017 roku, ciężko mi uwierzyć, że to już koniec ten fenomenalnej, trzymającej w napięciu przygody.
Magia kąsa, z kontynuacją Magia parzy, podbiły moje Wredotkowe serduszko. Choć książki mocno kojarzyły mi się z Anetą Jadowską, czy Patricią Briggs, miały też swoją własną magię. Kate Daniels to nieustępliwa i waleczna bohaterka. Dla swoich bliskich zrobi wszystko. Tak więc Urban Fantasy z wartką akcją, które wielokrotnie przeplatało się z różnymi mitologiami, nie mogło nie zdobyć uznania w moich oczach. Jestem przeogromnie szczęśliwa, że mogłam sygnować serię swoim logo i polecać ją czytelnikom poszukującym wrażeń w tej właśnie kategorii literatury fantastycznej. Zresztą, seria od lat obecna jest w sercach czytelników. Kiedy myślimy o Urban Fantasy, często to właśnie seria małżeństwa Ilony i Andrew Gordonów i pojawia się w głowie.
Magia triumfuje – 10. tom serii o Kate Daniels
Dziesiąty tom, tak jak każdy inny, zaskakuje na wielu polach. Seria od kilku tomów zmierza do zwieńczenia, które z jednej strony wydaje się być dość przewidywalne, a z drugiej mamy do czynienia z Iloną Andrews, więc możemy liczyć na zwroty akcji, które kompletnie nas zaskoczą.
No i dokładnie tak było też w tym przypadku. Przez znaczą część lektury czułam swego rodzaju niepokój. Siadałam do lektury ze świadomością, że sięgam po ostatni tom i finalne rozwiązanie jednego z głównych wątków historii. Dość szybko okazało się, że otrzymuję coś, czego się nie spodziewałam. Zmieszana i pełna wątpliwości czytałam jednak dalej. Autorzy zaserwowali istny rollercoaster emocji. Gdyby nie moja świadomość tego, że Magia triumfuje to ostatni tom serii, wręcz do ostatnich kilku stron nie byłabym wstanie się tego domyślić.
Niepewność, ach ta niepewność
Magia triumfuje to pewna forma pożegnania się z dobrymi przyjaciółmi. Takimi, z którymi nie widywałam się non stop, bo maksymalnie kilka razy w roku, ale za każdym razem świetnie się razem bawiliśmy, rozmów nie było końca i nie mogliśmy się od siebie oderwać. Tak więc z pewnego rodzaju nostalgią czytałam ostatni tom przygód bohaterów. I choć liczyłam chyba na lekko inne zakończenie, więc dłuuuuugo po nim nie mogłam dojść do ładu i składu ze swoimi uczuciami, to muszę przyznać, że przez ostatnie ponad 3,5 roku, razem z autorami, udawałam się do parku rozrywki, jeździłam na najszybszych kolejkach świata, relaksowałam się na karuzelach, przeżywałam ogrom emocji i po części uzależniłam się od serwowanej adrenaliny.
I tak całkiem szczerze, myślę sobie, że od tego ostatniego tomu chciałam za dużo. Albo niepotrzebnie „uwidziałam” w głowie zakończenie tej historii. Stąd poczułam nutkę rozczarowania, kiedy zbliżałam się do ostatnich stron a tam nie działo się to, co w moim mniemaniu powinno się dziać. Finalnie, uważam że jest to świetna seria Urban Fantasy. Od początku do końca. To moja wina, że „napisałam” sobie zakończenie tej historii, nie dając dojść do głosu autorom. Kiedy jednak ich głos wybrzmiał i przeczytałam ostatnie słowa, doznałam uczucia ulgi. Zakończenie było kompletnie inne, niż się spodziewałam, ale tak samo dobre jak każdy inny tom czy wątek, którymi się zachwycałam.
Podsumowanie
Wybaczcie, że nie mówię za wiele o fabule. Niemniej, niemożliwym jest opowiedzenie o niej bez spoilerów. Tak więc jedyne co mogę powiedzieć to to, że TAK, jestem dumną patronką całej serii. TAK, bardzo mi smutno, że historia dobiegła końca. Jeżeli szukacie dobrej i wciągającej serii Urban Fantasy, to koniecznie sięgnijcie po serię o Kate Daniels. Tym bardziej, jeżeli jesteście fanami Patricii Briggs lub Anety Jadowskiej, o któych już wspominałam.
A Ci którzy serię czytali… zastanawia mnie, czy mimo zamkniętego zakończenia, istnieje szansa na kontynuację. Bo jednak pojawiło się kilka wątków, które spokojnie mogłyby być kontynuowane „X” lat później. Sama tylko nie wiem czy chciałabym tego, czy lepiej zostawić serię tak jak jest. Co by finalnie nie popsuć wrażeń z jej czytania, gdyby kontynuacja zdawała się być pisana na siłę.