Black Mirror: Bandersnatch 2018 – recenzja

O premierze interaktywnego filmu dla dorosłych w wykonaniu Netflixa dowiedziałam się na dzień przed jego premierą. Black Mirror, jako serial obejrzałam już dawno, więc z ogromnym podekscytowaniem podeszłam do Bandersnatch. Duże nadzieje, jeszcze więcej ciekawości i ogromne napięcie, żeby zmierzyć się z czymś ambitnym, co zaspokoi brak kolejnego sezonu serialu i tęsknotę za światami wykreowanymi w produkcjach.

Bandersnatch plakat filmu

Bandersnatch to pierwsza, interaktywna produkcja dla dorosłych Netflixa. Do tej pory pojawiały się filmy dla dzieci. Tym razem Netflix poszedł o krok dalej. Mimo wszystkich bardzo pozytywnych recenzji i rozczulania się nad innowacją i tym, jaki świetny był to pomysł, ja przychodzę trochę bardziej sceptyczna i odrobinę zawiedzona. W chwili obecnej nie jestem też wstanie jednoznacznie wypowiedzieć się na temat filmowej wersji Black Mirror. Liczę więc, że taka analiza i wyciągnięcie na powierzchnię plusów i minusów Bandersnatch, tak jak w przypadku 1983, pomoże mi poukładać wszystkie kotłujące się myśli i określić moje podejście do tej produkcji.

O CO W BANDERSNATCH CHODZI?

Black Mirror: Bandersnatch to film, w którym widzowie podejmują decyzje. Co jakiś czas pojawia się pasek, na którym widnieją opcje do wyboru. W zależności od tego, co zostanie wybrane, tak potoczy się dalej historia. Innowacja? Absolutnie nie! Już od dawna mamy do czynienia z takimi filmami i filmikami na YouTube. Działa to troszeczkę inaczej, bo wymaga przeładowania filmu. Na Netflixie po prostu materiał puszczany jest dalej. Ot, cała różnica. Poza tym nie widzę w tym systemie żadnej innowacji. No może poza tym, że mało jest takich filmów na platformach streamingowych. No i nie są one aż tak popularne i powszechne, więc grono osób rzeczywiście mogło na nie nie trafić. Powiadam więc – nie ma w tym żadnej, wielkiej innowacji. Takie filmy pojawiają się już od dobrych kilku lat, tylko w nieco innej formie.

Druga rzecz, bo zauważyłam, że takie głosy pojawiają się w Internecie – Black Mirror: Bandersnatch to nie jest gra. Nie wiem skąd takie określenie i takie podejście. To, że klikamy i wybieramy dalszą część historii, nie oznacza, że gramy w grę. To cała konstrukcja filmu niejako opiera się na grze. Główny bohater, Stefan, postanawia napisać grę na podstawie książki Bandersnatch. Tyle.

PRZEWROTNOŚĆ INTERAKTYWNOŚCI

Bardzo ciężko przekazać mi kolejną część tej wypowiedzi. Widzę, że wiele osób, które wypowiadają się na temat tej produkcji, kompletnie nie rozumie jej przekazu. To, co w pewien sposób urzekło mnie w Bandersnatch to przewrotność filmu i wyjaśnienia pewnych aspektów po fakcie. W trakcie oglądania niesamowicie się irytowałam. Pojawiały się wybory, które niewiele miały wpływu na fabułę. Pojawiały się wybory, które były ślepymi zaułkami i musieliśmy wracać do jakiś wydarzeń i pójść inną ścieżką. Miałam wrażenie, że twórcy zrobili mnie w balona dając tak naprawdę jedną ścieżkę historii i kilka rozwidleń, żebym się pomęczyła i obejrzała coś więcej. I tak, oczekiwałam filmu, w którym wybory będą odgrywać KLUCZOWĄ ROLĘ w wydarzeniach, które będą miały miejsce. Dostałam jednak film, który ma z góry określone zakończenie i kilka TEORETYCZNIE nieznaczących rozwidleń.

Jak to więc naprawdę wygląda?

Dopiero kiedy oglądamy film dalej, dostajemy odpowiedzi na zarzuty. Twórcy sami się obronili w filmie, ale nie tak dosadnie, żeby przeciętny Kowalski, który przyszedł „pograć” w film, to zrozumiał. SPOILER ALERT: Kilka kolejnych słów tłumaczy niejako, dlaczego film ma właśnie taką formę. Jeżeli ktoś chce mieć zabawę i sam to wszystko rozkminić, zachęcam do przeskoczenia 2 akapity do przodu. Główną atrakcją tego filmu miała być interaktywność. Okazuje się to tylko dodatkowym smaczkiem, który jest kluczowym elementem do tego, żeby wzmocnić przekaz całej tej produkcji. Bo tak naprawdę poza błahymi sprawami, takimi jak wybór płatków śniadaniowych, czy muzyki, której będzie słuchał główny bohater, nie mamy wpływu kompletnie na nic. Główne wydarzenia, które są kluczowe dla całej historii, są tak naprawdę poza naszym wpływem. I pozornie, na samym początku tę moc i ten wpływ mamy. Ostatecznie okazuje się, że cała historia ma już z góry napisane zakończenie i czego byśmy nie wybrali, znajdziemy się w dokładnie tym samym miejscu, jak każdy z oglądających. Tak więc to my podążamy ścieżką, która została nam wyznaczona.

Dlaczego? Autor Bandersnatch (książki, która występuje w filmie) popadł w pewnym momencie w paranoję. Uważał, że nie ma wpływu na żadne wydarzenia w swoim życiu. Tak samo zaczyna dziać się ze Stefanem – także zaczyna myśleć, że nie ma wpływu na wydarzenia, które mają miejsce. Zaczyna sądzić, że rodzaj siły wyższej – w tym wypadku widz – ma nad nim kontrolę. No i ostatecznie to widz zaczyna się irytować, bo miał mieć kontrolę, miał podejmować decyzje a nic z tego. Bohater się irytuje, że jest kontrolowany, widz irytuje się, że nie ma dostatecznej kontroli. Bo możliwość wyboru w tej produkcji jest tylko pozorna. KONIEC SPOILERA.

KLIMAT FILMU

No właśnie tutaj mam największy problem. Bo niby mamy do czynienia z Black Mirror, ale na dobrą sprawę brakuje tutaj tego specyficznego klimatu. Za Wikipedią o Black Mirror: „W mroczny i satyryczny sposób skupia się na tematach, które dotyczą współczesnego społeczeństwa, szczególnie na negatywnych konsekwencjach rozwoju nowych technologii.” No i to mi się właśnie nie zgadza, bo chociaż ostatecznie, dotarło do mnie dlaczego Bandersnatch wygląda jak wygląda i chociaż przeszła mi irytacja, to nadal nie pasuje mi ta produkcja do ogólnej koncepcji Black Mirror. Brakuje tego specyficznego klimatu. Uczucia niepokoju. Przemyśleń z serii „tak przecież rzeczywiście mogłoby być”.

Rozumiem zamysł Bandersnatch i podoba mi się to, że film w fantastyczny sposób gra na emocjach widzów. Krok po kroku wyjaśnia to, na co dosłownie chwilę wcześniej się narzeka. Mimo wszystko coś mi nie zagrało i nie do końca podpięłabym to pod tytuł Black Mirror. Druga kwestia, że fabuła mnie wciągnęła a częste przekierowania wstecz historii, gdy wybraliśmy nie tę opcję, która prowadziła gdzieś dalej, tworzyły nieco wrażenie ogólnego chaosu.

CZY POLECAM?

I tak i nie. Początkowo byłam bardzo zawiedziona filmem. Jako, że zetknęłam się z produkcjami, w których miałam już wybór, nie była to dla mnie innowacja. Częsta irytacja tym, że to, co wybieram i to co się dzieje nie ma kompletnie sensu, także odsunęły mnie od pozytywnej oceny. Dopiero kiedy na spokojnie usiadłam, przeanalizowałam co się wydarzyło, dlaczego się wydarzyło i jaki ma to wszystko sens, doceniłam zawiłość całej produkcji. I wydaje mi się, że mimo wszystko Bandersnatch jest warte obejrzenia i w ciekawy sposób prowadzi widza przez historię, pewne rzeczy po prostu mu udowadniając. Grając z jego uczuciami i niejako inteligencją.

W moim przypadku największym problemem, który dostrzegam jest to, że nastawiłam się na coś innego. Liczyłam na produkcję, która trochę jak książkowy Bandersnatch ma wiele rozwidleń. W którym mój wybór odgrywa dużą rolę i wracając do tego filmu raz za razem, będę odkrywać go na nowo. Osoby, które „nie zajarzyły” o co chodzi w filmie, wiem że oglądają go kilkukrotnie. Prawda jest taka, że jak dobrze go zrozumiemy, wystarczy że sięgniemy po niego tylko raz. Choć wracać nikt nam nie zabroni :) Ostatecznie oceniam go 6.5/10, bo jest to przyzwoita produkcja, z ciekawym zabiegiem poirytowania w trakcie oglądania widza, ale mimo wszystko Bandersnatch nie zachwycił mnie na tyle, żebym oceniła go wyżej. Najlepszym pomysłem będzie poświęcić trochę czasu, samemu go obejrzeć i zdecydować czy jesteś na tak, czy na nie.

Zostań ze mną na dłużej i bądź ze wszystkim na bieżąco:

Related Posts

E-book

Archiwum