Nowy rok, nowa ja, nowy bullshit. Pamiętam jakbym pisała ten tekst wczoraj. Okazało się, że napisałam go trzy lata temu. Z ciekawości zapoznałam się z każdym słowem, które przelałam wtedy na blogu. Z każdym jednym się zgadzam. Moje życie przez trzy lata dość mocno się zmieniło. Nie zmienia to jednak faktu, że podejście mam podobne. I nie planowałam pisać tego typu postu. Zewsząd jednak otaczają mnie zapytania: jakie postanowienia noworoczne, jaki będzie ten 2019, co byś doradziła? Nawet trafiłam na YouTube na film „pomysły na postanowienia noworoczne 2019”.

Serio ktoś ogląda takie filmy? Serio ktoś szuka inspiracji do postanowień noworocznych? Przejdę za chwilę do tego, że ja takich postanowień już nie robię, bo nie mają sensu. Co mnie jednak zaskakuje, to fakt, że ludzie przestają działać pod siebie – w zgodzie z sobą. Nie zakładają sobie czegokolwiek dlatego, że tego potrzebują, mają motywację, chcą coś zmienić a dlatego, że ktoś tak powiedział? Dlatego, że to modne?
Po prostu cycki opadają…

DLACZEGO PRZESTAŁAM ROBIĆ POSTANOWIENIA NOWOROCZNE?

Uważam to za bezsensowne. Tworzymy listę rzeczy na dany rok. Mamy ogromne pokłady motywacji. Działamy tydzień, drugi, trzeci. Po miesiącu robimy co chcemy i powoli lista ulatuje nam z głowy. W pewnym momencie przychodzi półrocze. Przypomina nam się, jak wiele jeszcze przed nami i jak nieproduktywne były ostatnie miesiące. Znów coś tam dłubiemy, staramy się, działamy. Ale przecież wakacje. Przestajemy działać, bo wyjeżdżamy. Jeździmy nad jeziora, spotykamy się z przyjaciółmi.

postanowienia noworoczne

W listopadzie trafiamy na tablicy na facebooku na tekst typu „Jak Twoje postanowienia noworoczne?”. Wracamy do naszej listy i robimy szybką kalkulację. 1 rzecz na 10 zrobione. Warto by było podciągnąć statystykę. Sprawdzamy co na szybko uda się zdziałać. 15kg już nie schudniemy, ale możemy codziennie kręcić hula-hop. Wracamy do listy książek, które chcieliśmy przeczytać. To nic, że połowa nie jest już w naszym guście, albo nie mamy ochoty ich czytać. Sięgamy po kolejne tytuły, żeby wykreślić coś z listy i zakończyć rok lepiej, niż ta lista nam teraz krzyczy. Za miesiąc/dwa, kiedy na nią zerkniemy i zobaczymy wykreślone pozycje, poczujemy się lepiej. W końcu ten rok był taki intensywny, tyle udało nam się zdziałać i tyle założeń zrealizowaliśmy.

No nie…

JAK WIĘC DZIAŁAM?

Tworzę cele krótkoterminowe. Miesięczne, maksymalnie kwartalne. Kojarzycie wyzwanie językowe z zeszłego roku? Intensywny, miesięczny plan. Sprawdził się fantastycznie, zrobiłam dokładnie to, co zaplanowałam a nawet więcej i zyskałam motywację do dalszych działań.

Akcje miesięczne pojawiają się u mnie sporadycznie i niejako z doskoku. Zagłębiam się w nie, kiedy czuję taką potrzebę, nie na siłę. Na co dzień planuję działania w Bullet Journalu – będę pisać na ten temat więcej, jeżeli Was zainteresuje. Na dłuższe okresy stosuję cele trzymiesięczne. Względnie krótki okres, względnie aktualne cele i w ciągu roku mogę je dopasowywać do tego, czego potrzebuję, czego od siebie oczekuję i co jestem wstanie zrobić, także z uwzględnieniem pory roku.

postanowienia noworoczne

Nie będę planować zimą 20km, które przebiegnę, jeżeli mam problemy z odpornością i zimnem i po prostu zimą nie biegam w terenie. A bieżnia nie jest dla mnie adekwatnym wyznacznikiem. Dlatego cele sportowe (bieganie, jazda na rowerze czy rolkach) czekają w tej chwili na drugi kwartał roku, jeżeli zejdzie śnieg. Nie zakładam, że przeczytam w roku 120 książek, bo początek roku może być niezwykle udany a w okresie letnim będzie tyle fajnych możliwości wyjazdowych i zwiedzania innych krajów, że zwyczajnie nie będę czytać nic. Albo niewiele.

Wolałam więc zaplanować sobie na okres styczeń-marzec przynajmniej cztery książki w miesiącu. Żeby się zmotywować. Mamy 3.01 jak piszę ten tekst i na koncie mam 2,5 książki. Nie wiem jednak co będzie w maju czy październiku. Dlaczego w styczniu mam już sobie zajmować i planować ten okres, skoro wydarzyć się może dosłownie wszystko? Dlaczego na siłę mam tworzyć sobie poczucie porażki, skoro mogę na bieżąco nakreślać sobie swoje cele? Może w sierpniu będę miała na koncie 100 książek i taki wstręt do czytania, że nie sięgnę po żaden tytuł przez kolejne pół roku?

MAŁYMI KROCZKAMI I DO CELU

Działania zaplanowane na miesiąc czy na kwartał są o tyle lepsze, że bardziej się motywujemy. Jeżeli zapiszę sobie cel, że chcę schudnąć 2-3kg miesięcznie, to będzie to lepiej brzmiało, niż „schudnij 20kg w 2019”, prawda? Co TEORETYCZNIE jest mi łatwiej do siebie przyjąć? 2-3kg nie wydają się być ogromnym wysiłkiem i nakładem pracy. Nie brzmią jak wyrzeczenia. 20kg brzmi. I demotywuje.

A inna kwestia to fakt, że chudnąc 2-3kg, w marcu czy sierpniu mogę osiągnąć już swój cel i pozostałą część roku cieszyć się dobrym humorem, miłością do siebie i swojego ciała i poczuciem sukcesu. Rozciągając to zadanie w czasie, mogę sobie pobłażać i mieć gdzieś codzienne dbanie o siebie, bo przecież mam jeszcze tyle czasu. Celu ostatecznie nie osiągnąć, a znając życie, nawet kolejny rok mieć go gdzieś.

Łatwiej jest mi zrobić cel z miesiąca na miesiąc na zasadzie: przebiec 3km/ przebiec 5km/ przebiec 10km/ przebiec Xkm w X czasie, niż zrobić założenie „przebiec dystans maratonu w 2019”, kiedy nawet nie zaczęłam biegać i moja kondycja jest pod poziomem 0. Drobne, małe kroczki. A co jeżeli w kwietniu jakimś przypadkiem znajdę się na zajęciach z karate i tak bardzo się zakocham, że zamiast biegać dystans maratonowy postanowię ćwiczyć sztuki walki? Za rok mam pluć sobie w brodę, że nie udało mi się tego założenia spełnić i rok był do bani? A na koncie będę miała jakieś fajne sukcesy w innych dziedzinach, których przez tę niespełnioną listę nie dostrzegę?

NIE DAJMY SIĘ ZWARIOWAĆ

Postanowienia noworoczne, tworzone na cały rok bardzo często zniechęcają i odciągają nas od tego, czego rzeczywiście pragniemy. Mamy poczucie porażki, nie wracamy do tych postanowień i nie modyfikujemy ich. Często robimy coś na siłę, żeby mieć poczucie dobrze poświęconego czasu i osiągniętych sukcesów i nie zauważamy tego, co rzeczywiście udało nam się osiągnąć. Zamiast skupić się na tym co kochamy i czego chcemy w danej chwili, na siłę ciągniemy za sobą martwe marzenie.

Po co?

Dlatego zachęcam do spróbowania celów krótkoterminowych. Zastanówcie się czego chcecie w pierwszym kwartale 2019 i co rzeczywiście jesteście wstanie osiągnąć. Nie zakładajcie wyjazdu na Malediwy w lipcu. Może pojedziecie tam we wrześniu? W okolicach czerwca na pewno będziecie wiedzieć lepiej co i kiedy uda się osiągnąć. Albo te Malediwy zamienicie na Wietnam i też będzie świetnie?

3 miesiące. Styczeń. Luty. Marzec. Czego tak naprawdę chcecie i co zamierzacie osiągnąć? Dajcie znać, pochwalcie się światu i razem zweryfikujemy to za 3 miesiące! Ja tu wrócę! I przypomnę Ci o Twoich postanowieniach!

Zostań ze mną na dłużej i bądź ze wszystkim na bieżąco:

Related Posts

E-book

Archiwum