Dary anioła: Miasto kości – ekranizacja

miasto kościMusiał minąć prawie tydzień, bym na spokojnie mogła przetrawić sobie ten film i dojść do tego, co tak naprawdę o nim sądzę, bo kiedy się skończył, w mojej głowie było jedno, wielkie WTF!? Tata namówił mnie na jego obejrzenie, jako że ja już skończyłam czytać 5 tomów dotychczas wydanych w Polsce a on jest w połowie piątego. Usiedliśmy, włączyliśmy film i po ponad dwóch godzinach nie wiedziałam co powiedzieć. Z jednej strony chciałam natychmiast zobaczyć kontynuację, której nie ma i sprawdzić w jaki sposób producenci poradzili sobie z dalszym ciągiem historii a z drugiej strony czułam pewnego rodzaju pustkę i próbowałam sobie wszystko poukładać! Ale od początku…

OBSADA: Zanim jeszcze obejrzałam film, spoglądałam z boku na obsadę i sprawdzałam czy wybrani aktorzy, pokrywają się z moimi wyobrażeniami. Szczerze mówiąc byłam dość mocno zawiedziona, aczkolwiek postanowiłam dać im szansę, bo zdjęcia zdjęciami a w filmie często wypadają o wiele lepiej, niż można by podejrzewać (bądź odwrotnie!). Po obejrzeniu stwierdzam, że obsada nie jest idealna, ale jest naprawdę przyzwoicie dobrana. Na dobrą sprawę nie pasuje mi tam tylko Isabelle (Jemima West) . Nie wiem czy jestem wyjątkiem, ale od pierwszego do piątego tomu książki, wyobrażałam ją sobie jako blondynę, taką laleczkę a tutaj wychodzi pewna siebie, twarda, brunetka. O ile dobrze oddała poświęcenie Isabelle sprawie i jej charakter, o tyle z wyglądu w ogóle mi tam nie pasowała. Dużym zaskoczeniem był Jace (Jamie Campbell Bower), który na plakatach i zdjęciach w ogóle nie pasował mi na głównego bohatera a w filmie naprawdę fajnie się sprawdził. Nie jest to typowy przystojniak, do którego mogłyby wzdychać nastolatki i który zazwyczaj pojawia się w tego typu filmach, ale chłopak ma coś w sobie i naprawdę dobrze odegrał rolę Jace’a. Bohaterów w Mieście kości było sporo, ale na dużą uwagę zasługuje Valentine (Jonathan Rhys Meyers). Więcej go będzie w kolejnych produkcjach, tutaj odegrał tak naprawdę niewielką rolę, ale w moim mniemaniu, idealnie dobrali aktora do tej roli. No i Magnus. Nie spodziewałam się akurat takiego wyboru, ale zapowiada się bardzo fajnie, więc w kolejnych częściach filmu, które mam nadzieję, że ostatecznie ujrzą światło dzienne, będziemy mogli obu panów oglądać znacznie częściej. A i bym zapomniała! Cisi bracia – fantastyczne postaci, które bałam się, że będą totalnie skopane i beznadziejnie zrobione. Zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona i cieszę się, że właśnie w taki sposób zostali przedstawieni.

ODDANIE TREŚCI KSIĄŻKI: Jak wiadomo, ekranizacje i książki to zazwyczaj zupełnie inna bajka, ale tutaj naprawdę nie było źle. Kilka faktów się troszkę zmieniło, kilka rzeczy było dodanych z kolejnych tomów, kilka pominiętych, ale mimo wszystko zadowala mnie to, co pokazano. Ciężko w dwie godziny streścić całą książkę, ale uważam, że scenarzysta spisał się świetnie, bo nie zabrakło żadnych ważniejszych fragmentów i wszystko miało swoją kolej. Bardzo dobra robota!

EFEKTY SPECJALNE: Nie było tego co prawda bardzo dużo, ale są jak najbardziej na plus. Zmiany w demony, runy, działanie mieczy Nocnych Łowców – naprawdę dobrze to wszystko przedstawiono i myślę, że żaden fan książki nie może czuć się zawiedziony!

ZWIĄZKI MIĘDZY BOHATERAMI: Jak już wspominałam wcześniej, dwie godziny to niewiele, by oddać treść książki, ale mimo wszystko miałam wrażenie, że uczucia rozwijają się stanowczo zbyt szybko. Clary i Jace dopiero co się poznali a za chwilę zachowywali się, jakby znali się od lat. Tak naprawdę to z nimi miałam główny problem, bo w tym tomie niezbyt wiele innych relacji było przedstawionych, więc nie mam do czego się odnieść. Zaskoczyła mnie też decyzja co do postawy Simona. Ok, początkowo był wściekły z powodu tego co się stało, pokazał na kim mu zależy i wyznał swoje uczucia, ale po raz kolejny miałam wrażenie, że w ciągu sekundy się z tym wszystkim pogodził. Może się czepiam, ale to mi dość mocno przeszkadzało.

FILM A KSIĄŻKA: I tutaj właśnie mam największy problem, ponieważ spokojnie można oglądać ten film bez znajomości treści książki, ale zastanawiam się, czy nie będzie to pewnym problemem. Na wielu wątkach się łapałam, że wiem o co chodzi, ponieważ czytałam książkę a nie do końca jestem wstanie powiedzieć, czy osoby, które książki nie czytały, w ten sam sposób odbiorą pewne sceny. Z drugiej jednak strony, książka jest w pewien sposób magiczna i film nie oddaje jej wnętrza (rzadko się zdarza, żeby oddawał, ale mimo wszystko…), tak więc zastanawiam się, czy te wszystkie negatywne opinie na temat tej ekranizacji nie były spowodowane tym, że ludzie czytali wcześniej książkę, bo jakby nie było, Miasto kości nie jest złą produkcją i wiele innych, gorszych miało swoje kontynuacje a tutaj pojawił się problem, którzy mam nadzieję już nie powróci, bo podobno zdjęcia do ekranizacji Miasta popiołów mają się jednak odbyć.

EMOCJE: Było ich sporo. Nie raz i nie dwa zdarzyło mi się z tatą podskoczyć. Chociażby przy fragmencie z dziewczynką i wilkołakiem (do oglądających: nie powiecie mi chyba, że Was ta scena nie zaskoczyła). Zdarzało mi się też wzruszyć, chociaż musiałam być twarda, bo tata by mnie wyśmiał jakby zobaczył, że się rozkleiłam ;) Były też zabawne sceny i… no właśnie! One mi przeszkadzały. W ogóle nie pasowały do filmu, jeżeli nie było w nich udziału Jace’a. Jeżeli czytaliście książkę, wiecie, że chłopak jest niezwykle sarkastyczny, więc zabawne wypowiedzi w jego wykonaniu były jak najbardziej na miejscu, ale każda inna wydawała mi się oderwana od atmosfery, jaką stworzył wokół siebie film.

PODSUMOWUJĄC: Ekranizacja mi się podobała. Nie wiem skąd te wszystkie negatywne głosy, bo to całkiem przyzwoita produkcja. Pewnie, że wiele można by zmienić, ale nie powiecie mi, że jest to totalne dno, a jeżeli tak to proszę od razu argumenty i przykłady, bo może to ja po prostu na fali zachwytu nad książkami nie wyłapałam jakichś niedociągnięć, bądź naprawdę bardzo słabych stron. Film co prawda nie rozłożył mnie na łopatki i nie sprawił, że mogłabym oglądać go codziennie, dwa razy dziennie, ale nie powiem, żebym się wynudziła, czy źle bawiła podczas oglądania. Dobra produkcja książki dla młodzieży, która trzyma poziom, no bo oskarowej ekranizacji raczej nikt się nie spodziewał. Wiadomo jak działa mechanizm tworzenia tego typu filmów, więc od razu trzeba odpowiednio zniżyć poprzeczkę, bo nie będzie to film na poziomie Skazanych na Shawshank czy Nietykalnych.

Related Posts

E-book

Archiwum