Jak nie zaryzykujesz, to nie dostaniesz!

Jestem niepewna siebie. Zamknięta w czterech ścianach swojego umysłu, ze swoimi widzi mi się, ze swoim podejściem do wielu rzeczy. A jednocześnie otwarta na ludzi i bardzo przyjacielska. Nie wiem jednak skąd mi się ta niepewność wzięła. Te miliony kompleksów. Ta nieświadomość swoich umiejętności. Bo co ciekawe, swoją wartość znam i wiem, że mogę wiele. Wiem, że mogę osiągnąć wszystko. Albo prawie wszystko. Tylko jak przychodzi co do czego, to mam wrażenie, że mi się nie uda. Że polegnę. Poniosę porażkę. A przecież nikt nie lubi przegrywać. Od dziecka miałam problem z przegrywaniem, ale mój dzielny tato od zawsze uczył mnie umiejętności przegrywania. Kilka porażek przekształciłam w sukces i uważam, że bardzo dobrze, że początkowo zderzyłam się ze ścianą. Dzięki temu zyskałam trochę pokory.

Żyję też w przeświadczeniu, że dostaję to, czego chcę. W 90% przypadków tak właśnie jest, bo nie odpuszczam łatwo i jeżeli na czymś bardzo mi zależy, to dążę do celu i walczę o swoje. W końcu zodiakalny lew do czegoś zobowiązuje. Zresztą przez te wszystkie lata doszłam do wniosku, że wolę walczyć i potem się na czymś przejechać, niż od razu sobie odpuścić a potem przez długi, długi czas żałować, że czegoś nie zrobiłam i pluć sobie w brodę.

Do czego jednak zmierzam? Do tego, że z dnia na dzień uczę się samej siebie, pracuję nad sobą i staram się sięgać tam, gdzie do tej pory się bałam. Staram się poznać siebie, zajrzeć gdzieś dalej i rozpracować te wszystkie problemy, zaakceptować pewne rzeczy, poprawić te, które poprawić mogę, żeby wreszcie, swobodnie się wszystkim cieszyć i korzystać z możliwości, które pojawiają się na mojej drodze. Bo naprawdę trzeba je wykorzystywać. I wykorzystywać to, co dają nam inni ludzie. Nie mylcie jednak w tym miejscu mojej wypowiedzi z byciem energetycznym wampirem. Co to, to nie. Nie chodzi mi o to. Chodzi mi o słuchanie tego, co mówią nam inni, motywowanie siebie, przez to, jak inni na nas patrzą. Ja znalazłam osobę, bliską memu sercu i cholernie dla mnie ważną, która pokazuje mi ile jestem warta, motywuje do działania, dopinguje w moich działaniach i uświadamia mnie, że mogę osiągnąć wszystko i czuć się po prostu szczęśliwa. A gdy wpadam w dołek, mam chwilę zawahania i boję się co będzie dalej, to kopie mnie (często nawet wirtualnie) w pośladki i pokazuje właściwy kierunek.

Jak nie zaryzykujesz, to nie dostaniesz!

Tak też się stało w ubiegły weekend. Jestem na uczelni. Mam ćwiczenia z rachunkowości zarządczej. Babka składa nam propozycję nie do odrzucenia. Dwie osoby, które jako pierwsze poprawnie rozwiążą zadanie, które poda, mają zaliczone ćwiczenia na 5 i nie muszą pisać kolokwium. No żyć, nie umierać. I już człowieka zazdrość bierze, bo nie był na wykładach, bo nie zna wzoru i zazdrości każdemu, kto kuma temat. No, ale nic. Idzie informacja, że można być cwanym i rozwiązać zadanie w 2 minuty, ale prawdopodobnie nikt z nas tego nie skuma, że oczywiście można skorzystać ze wzorów i jak wszystko dobrze pójdzie to 10 minut i zadanie będzie skończone, albo można się pogimnastykować i rozwiązać je na logikę. No cóż, skoro nikt nie da rady w 2 minuty, to nawet nie kombinuję, skoro nie znam wzorów, to nawet nie próbuję, ale logicznie myśleć potrafię to podejmuję wyzwanie. 5 minut później rozpykałam zadanie i rozejrzałam się po sali. Kiedy zobaczyłam skupienie na twarzach innych i to, jak bardzo kombinują dotarło do mnie, że to nie może być tak proste i coś popieprzyłam. Nagle słyszę, że kumpel za mną też już ma. Spytałam o wyniki i mieliśmy identyczne, tylko odwrotne znaki. Tam, gdzie ja plus, on miał minus, a tam gdzie ja minus, on miał plus. No cóż. Któreś z nas, albo oboje mieliśmy źle. Jak zwykle spanikowałam i stwierdziłam, że mam  to gdzieś i nie idę sprawdzić wyniku, bo pewnie to ja się gdzieś walnęłam.

Chwilę później usłyszałam jednak w mojej głowie głos – tak, zupełnie jak wariat. Głos, o którym mówiłam wcześniej, który stale walczy o to, żebym i ja walczyła. Udowadnia mi, że mogę, że mi się uda. Więc usłyszałam jego głos i sposób w jaki do mnie mówi, żebym zaryzykowała, bo przecież nic mnie to nie kosztuje, a wiele mogę zyskać. W dodatku, bardzo często, właśnie wtedy, kiedy się boję, okazuje się, że mogę coś ugrać i zwyciężyć, ale nie podejmuję walki i zwyczajnie na tym tracę. Dlatego wstałam, wszystkie oczy zwróciły się ku mnie, na galaretowatych nogach i z trzęsącymi się rękoma podeszłam do wykładowcy i pokazałam zeszyt. Wyjaśniłam jakie wyniki mi wyszły i zobaczyłam wzrok skierowany na mnie. Poczułam się jak jakiś debil, który gada głupoty. Babka powiedziała, żebym zostawiła zeszyt i usiadła. Trochę się zdziwiłam i spytałam dlaczego. No i usłyszałam magiczne słowa, których kompletnie się nie spodziewałam: „bo zadanie wykonane jest poprawnie”. Szok, niedowierzanie i wielka radość. Zaryzykowałam i wygrałam! Nie muszę przeliczać miliona żmudnych zadań. Dostałam 5 bez pisania kolokwium. Poza mną jeszcze jedna osoba z grupy. I tutaj właśnie jest to, o czym piszę: Jak nie zaryzykujesz, to nie dostaniesz! ;-)

Dlatego właśnie w tym miejscu, dziękuję każdemu, kto wspiera moje działania. Każdemu kto mnie motywuje, śle życzliwe myśli, zachęca do podjęcia walki. Dziękuję tym, którzy wiedzą, że im dziękuję i to czytają, tym, którzy tego nie czytają, ale też tym, którzy nie są świadomi tego, że im dziękuję. Bo nawet nie wiecie jak do tworzenia zachęca każdy komentarz na blogu, like na facebooku, udostępnienie wpisu z fanpage’a, fajny mail. To wszystko składa się na jeszcze większą motywację do tworzenia na blogu, do rozwijania się na tak wielu płaszczyznach. Więc poza częścią mojego serca, poza moimi przyjaciółmi, poza moją rodziną, dziękuję też każdemu czytelnikowi  – nawet temu, który się nie ujawnia (może tym razem to zrobisz? ;)) – bo to Wy wszyscy jesteście moją siłą napędową i to dzięki Wam sięgam po teoretycznie nieosiągalne! Dziękuję!

Related Posts

E-book

Archiwum