Marketing Masters – Szkoła Performance Marketingu

Marketing, marketing, marketing. Moje życie i moja przyszłość. Część z Was wie, ale większa część zapewne nie – na co dzień jestem specjalistą ds. marketingu. Zajmuję się głównie marketingiem internetowym i naprawdę to uwielbiam. Nie mam wieloletniego doświadczenia. Na rynku pracy funkcjonuję aktywnie od stycznia 2016 r.. Szybko się jednak uczę, staram poznawać nowe tematy, rozwijać w takim zakresie, w jakim czuję się słabsza i tak naprawdę tykam kijkiem wielu zagadnień i w coraz szerszym zakresie potrafię planować, działać i analizować. Zawsze jednak brakowało mi jakiegoś konkretu. Niby kończyłam studia z zarządzania marketingiem i sprzedażą, ale wiecie jak to jest na studiach – uczą wszystkiego, tylko nie tego, czego powinni uczyć. Dlatego czuję się marketingowym samoukiem.

Ze studiów wyciągnęłam sporo fajnej wiedzy teoretycznej, która dała mi ciekawy background i spojrzenie na to, skąd się pewne rzeczy wywodzą, ale prawda jest taka, że nie nauczyłam się niczego użytecznego, a tzw. praktyków bardzo często sprowadzałam na ziemię i polemizowałam z nimi, kiedy brali informacje z kosmosu – skoro w pewnych aspektach miałam doświadczenie, postanowiłam nie dać sobie i grupie wciskać kitu i pokazywałam w czym się mylą, albo brałam poprawkę na to, co wiem i przyjmowałam ich punkt widzenia. Jak możecie się jednak domyślać, częściej zdarzała się ta pierwsza opcja.

SKĄD WŁAŚCIWIE POMYSŁ NA MARKETING MASTERS?

No właśnie, do rzeczy. Skąd pomysł na marketing masters i jak się na kursie znalazłam?

Swego czasu, jako jedem ze startupów, który prowadzi moja firma, dostaliśmy się na projekt – Launchpad Start organizowany przez Campus Google w Warszawie. Od tego czasu jesteśmy „ich” startupem – chodzi o to, że bardzo nas wspierają i dają spore możliwości działania i szkolenia się. Jednym z nich było właśnie szkolenie Marketing Masters – otrzymaliśmy maila, czy jesteśmy takim szkoleniem zainteresowani, moi szefowie zapytali czy to coś ciekawego i czy chciałabym jeździć, no i zakończenie tej historii już znacie ;)

Zgłosiłam się, przesłałam wymagane dokumenty, przeszłam wymagane testy i przyjęli mnie! Mieli sporo wątpliwości ze względu na to, że szkolenie jest dość intensywne a odbywa się ono poza moją lokalizacją. Zawzięłam się jednak, stwierdziłam, że jest to moja szansa na ogarnięcie tematów, których albo nie miałam możliwości do tej pory ogarnąć, nie miałam na to czasu, albo chęci we własnym zakresie i postanowiłam sobie, że jeżeli sytuacja życiowa mnie do tego nie zmusi, to nie opuszczę żadnych zajęć, spełnię wszelkie wymagania, zdobędę konkretną wiedzę, zdam certyfikaty i posiądę pożądane przeze mnie umiejętności.

Tadam! Połowa kursu za mną i mam kilka zadań domowych w plecy, ale dzielnie jeżdżę do Warszawy, pojawiam się na zajęciach, aktywnie w nich uczestniczę i czuję, że przez 2 miesiące mojego marketingowego życia, nauczyłam się więcej, niż przez poprzednie lata.

Moje oczy dopiero się otworzyły!

JAK WYGLĄDA KURS?

Nie chcę powielać informacji, które znaleźć można na stronie internetowej Marketing Masters, jednak wiem, że sporo tematów wzbudza ciekawość, bo wiem o czym sama myślałam rozważając zapisanie się na kurs.

1.Terminy zjazdów/ czas trwania zajęć

Terminy zjazdów są podane na sztywno przed rozpoczęciem kursu – są niezmienne, nic nie jest nagle przesuwane. Pod tym względem pełen profesjonalizm. Zjazdy są w co drugi weekend (zdarzyło mi się mieć zajęcia dwa tygodnie z rzędu, ale to kwestia tego, że drugi weekend wypadłby w Wielkanoc, stąd przesunięcie. Jeżeli przez cały dzień jest jeden blok zajęć i omawiamy ten sam temat, zajęcia zaczynają się o godzinie 10 i trwają do godziny 18. Jeżeli dzień podzielony jest na różne segmenty, o różnej tematyce, zajęcia trwają od godziny 9 do godziny 18.
Zajęcia podzielone są na trzygodzinne bloki, jednak w trakcie każdego bloku organizowane są krótsze, bądź dłuższe przerwy – tzw. kawowe. Jeżeli potrzebujemy przerwy, wystarczy taką potrzebę zgłosić i organizujemy dodatkowe 5 minut na odświeżenie percepcji. Przysługuje nam także przerwa lunchowa, jednak całą grupą zdecydowaliśmy się z niej nie korzystać i nie wychodzić na godzinę czy dłużej i nie marnować naszego czasu – zjeść przecież możemy po szkoleniu ;)

2. Program

Zakres tematyczny kursu podany jest na stronie internetowej, jednak potwierdzam, że wszystkie tematy, które są tam wypisane, są po kolei przedstawiane. Program został stworzony w taki sposób, żeby krok po kroku zdobywać kolejne puzzle i łączyć je w jedną całość. Tematyka z różnych zagadnień bardzo często się ze sobą zazębia, ale całe szkolenie zostało tak ułożone, że od podstaw zdobywamy potrzebną wiedzę tak, żeby nie czuć się zagubionym na kolejnych zajęciach. No chyba, że ktoś nie robi zadań domowych, albo nie słucha uważnie i nie powtarza materiału – no to z własnej woli czuje się zagubiony.

3.Zadania domowe

Przygotowywane są na każdych zajęciach, z każdego tematu. W trakcie trzygodzinnego bloku, czy nawet całego cyklu szkoleniowego nie jesteśmy wstanie nauczyć się wszystkiego, więc wykładowcy przygotowują materiały w taki sposób, żeby móc uczyć się dodatkowych zagadnień a jednocześnie przećwiczyć to, co było na zajęciach.

4. Certyfikaty

Do tego etapu nie doszłam, więc pewnie przy podsumowaniu całego kursu napiszę jak dokładnie ta kwestia wygląda, ale sprawia obiecujące wrażenie ;)

5. Cena

Na pierwszy rzut oka z kosmosu. 8000zł. Szczerze? Byłam w szoku, kiedy ją zobaczyłam i zwątpiłam. Wiecie… to nie jest mała kasa i najgorszy moment jest taki, kiedy zapłacisz kilka tysi i nagle okazuje się, że wtopiłeś. Nie każdy ma od tak 8000zł na to, żeby sobie wydać na szkolenie, które nie wiadomo w sumie, czy na to zasługuje.

Dlatego piszę ten post i dlatego przedstawiam swój punkt widzenia, żeby pomóc rozwiać czyjeś wątpliwości i podjąć decyzję – śmiało, po połowie kursu, mogę powiedzieć, że jak najbardziej warto wydać taką kasę, jeżeli serio myśli się o tym, żeby wejść w świat marketingu. Ogrom wiedzy, ogrom narzędzi, mega podstawa, a nawet nie tylko podstawa do tego, żeby zacząć działać i rozwijać się dalej. Wiedza warta swojej ceny – wiem, że to może brzmieć dla kogoś jak żart. Ale tak jest. Powiedziałabym nawet, że warta znacznie, znacznie więcej, ale spójrzmy też prawdzie w oczy – wielu powstrzyma przed decyzją właśnie koszt, więc tutaj naprawdę ta cena jest zbalansowana.

Gdybym miała tę wiedzę, którą mam teraz jak wygląda kurs, 8000 w kieszeni i perspektywę, że mogę nauczyć się czegoś fajnego i zacząć fajnie działać, zdecydowanie zapisałabym się na szkolenie.

6. Grupa

Zaznaczę to, co najważniejsze – nie trzeba być specem od marketingu i pracować w marketingu, żeby się na szkolenie zapisać. Nie trzeba też być laikiem i nie potrafić nic. Pracuję od 2 lat w marketingu, wiele tematów ogarnęłam w praktyce, ale i tak widzę ogrom wartościowej wiedzy, który przyjmuję do siebie na każdych zajęciach. Mamy osoby z przeróżnych światów, w przeróżnym wieku i się odnajdują – szkolenie jest tak prowadzone, że naprawdę każdy wie co się dzieje i nikt się nie nudzi. No chyba, że w danym temacie jest już ekspertem, no to po prostu na jakimś bloku zajęć ma luźniej ;)

7. Inne

To, co warte wspomnienia, to świetny kontakt z wykładowcami. Można o wszystko zapytać. Poruszając jakiś temat nie idą sztywno według przygotowanego planu. Jeżeli zmierzamy w odrobinę innym kierunku, wymyślamy pytania i problemy z kosmosu i piszemy czarne scenariusze, oni idą za nami i tłumaczą jak jest, jak być powinno, albo co jest ostatnią deską ratunku. Brak strachu przed kontaktem, zawsze pozywny feedback i anielska cierpliwość – a uwierzcie mi, że nie każdy u nas w grupie zajmuje się marketingiem, więc pytania potrafią być przeróżne. Czasami serio podziwiam za to, że są wstanie jeszcze z nami pracować – ja bym wymiękła ;)

JAKĄ WIDZĘ PERSPEKTYWĘ?

Widzę świat przez różowe okulary…

A tak serio? W trakcie pierwszego dnia napisałam do znajomych: „Czacha mi pęka, nie wiem jak mam na imię, ale jest zajebiście! To, czego się uczę, to jak mi otwierają na pewne kwestie oczy i to, co tutaj się dzieje to jakiś obłęd, ale jestem zachwycona!”. I chociaż rzeczywiście mam już zmęczenie materiału, bo ciągła praca i ciągłe wyjazdy do Warszawy mega mnie zmęczyły, to dalej z ogromnym entuzjazmem podchodzę do kursu i dalej z niego czerpię – dalej moja opinia jest taka sama.

Były momenty lżejsze, czy nudniejsze dla mnie – np. nauka podstawowego setupu kampanii na Facebooku, ale to tylko dlatego, że od dłuższego czasu już takie kampanie prowadzę. Prowadziłam je też na potrzeby bloga, więc i prywatnie i zawodowo się tego uczyłam. Było jednak dla mnie kilka zagadnień, przy których stawiałam znaki zapytania i nie byłam ich pewna, więc miałam okazję, żeby osobę, która się w tym specjalizuje o te tematy dopytać i rozwiać wszelkie wątpliwości.

U mnie jest o tyle dobrze, że 90% zdobywanej wiedzy mogę od razu wprowadzać w życie u mnie w firmie. Właśnie planuję przejęcie np. kampanii AdWords od firmy zewnętrznej, więc to działa mega na plus i to mnie ogromnie cieszy.

GDZIE BYŁY WĄTPLIWOŚCI?

„Zdobądź tytuł Junior On-line Marketing Specialist.” – głosi nagłówek na bannerze. Szczerze wątpiłam, żeby ktoś po nazwijmy to 8-tygodniowym kursie rzeczywiście był wstanie nauczyć się tego wszystkiego tak, żeby nagle wejść do jakieś firmy i ogarniać tak zwane marketingi. Powiem Wam, że jestem w ogromnym szoku i patrząc na to, ile nauczyliśmy się w przeciągu 4 zjazdów, ile tematów poruszono, wyjaśniono i kompleksowo omówiono – podpierając je dodatkowymi materiałami – przestaję mieć te wątpliwości i wierzę, że jest to możliwe. Ale pod jednym warunkiem – ciężkiej pracy kursanta.

Wiecie… materiału jest tak dużo i dzieje się na kursie tak wiele, że jeżeli ktoś odłoży to na bok, przestanie się tym interesować, ćwiczyć, wyklikiwać to sam się skaże na porażkę. Niestety! Marketing to bardzo płynna dziedzina, która potrafi się zmieniać z dnia na dzień – dosłownie! Uważam, że trzeba włożyć sporo uwagi i własnych sił, żeby wytrwać i dać radę. I nie chodzi mi tutaj o odrzucanie wszystkiego i odkładanie życia na bok. Co to, to nie.

Ale wiecie jak to jest, kiedy na tapecie pojawia się wszystko inne, tylko nie dany temat? Prawda? Tutaj jest troszeczkę jak z językiem obcym – nieużywany zanika. Jeżeli kursanci nie będą korzystać z języka jakim jest marketing i narzędzi, które się im przedstawia – sami skażą się na porażkę. W przeciwnym wypadku mogą odnieść niebywały sukces i wyprzedzić wszystkich studenciaków, którzy wychodzą z uczelni bez wiedzy, czy osoby, które zaczynają i trochę po omacku szukają swojej drogi i uczą się wszystkich narzędzi na własną rękę.

 

Jeżeli chcecie poczytać więcej na temat kursu,
zajrzyjcie na dedykowaną stronę internetową.

I nie, nie zapłacono mi za ten tekst, ani nie mam z niego żadnych profitów. Biorę udział w drugiej edycji, zakładam, że szereg osób poszukuje informacji na temat kursu, chciałoby wiedzieć, czy warto, czy nie warto wydać taką kasę. Dla większości są to oszczędności, które inwestują w swoje być, albo nie być, więc chcę, żeby mogli przeczytać opinię osoby, która rzadko kiedy wierzy w takie kursy i zazwyczaj podchodzi do nich sceptycznie.

Pamiętajcie też, że wszystko powyższe, to moje spostrzeżenia po połowie przebytego kursu. Zakończenie będzie ok. połowy maja – jeżeli w tym terminie uda mi się zdać wszystkie zadania i zrobić pracę zaliczeniową, stworzę kolejny post, który podsumuje moją przygodę z Marketing Masters. Wtedy będę też wstanie udzielić większej ilości informacji, ale już teraz zapraszam do kontaktu, chętnie pomogę w podjęciu decyzji ;)

Related Posts

E-book

Archiwum