Trylogia Grisza – Leigh Bardugo | Cień i kość, Szturm i grom, Ruina i rewolta

Ileż to ja podejść do tej trylogii miałam. Ileż to ja marzyłam, żeby wreszcie do niej zajrzeć i się z nią zapoznać. Cień i kość swego czasu czytałam, ale jako że zbytnio się na lekturze nie skupiłam, nie bardzo pamiętałam, o czym ta historia tak naprawdę jest. Na szczęście wraz z nowym rokiem, przyszedł upragniony urlop i mogłam całkowicie poświęcić się lekturze trylogii.

To, co w tej serii ciekawe i wartościowe to to, że jest ona niesamowicie wielopłaszczyznowa. Autorka wykreowała świat tak realny, że nie czujemy, że czytamy fantastykę. Wymiar polityczny, historyczny a nawet religijny. To wszystko miesza się ze sobą tak idealnie, że mamy świat, który jest dla nas zrozumiały i kompletny. Od razu wpadamy w bieg historii i nie mamy wątpliwości kto jest kim i dlaczego mają miejsce pewne wydarzenia. Co prawda część wątków poruszonych w książce potraktowana jest po macoszemu, ale nie zmienia to faktu, że jest to naprawdę dobra kreacja świata.

Dlaczego więc po macoszemu? Dlatego, że autorka mogła poświęcić dużo więcej uwagi i polityce i religii. Wiemy kto z kim jakie ma relacje, wiemy w których miejscach są one napięte, a w których można liczyć na sojusze, bądź zdrady, ale nie znamy tak naprawdę tła tych wszystkich wydarzeń, które wydają mi się fascynujące i chętnie dowiedziałabym się na ten temat więcej.
Trzeba jednak przyznać, że autorka znalazła furtkę dla siebie, która umożliwia jej dalsze wykorzystywanie wykreowanego świata i upychanie w nim kolejnych historii.

Co zresztą przecież już zrobiła. Kojarzycie duologię: Szóstkę wron oraz Królestwo Kanciarzy? No właśnie! Przecież wydarzenia z obu tomów dzieją się w tym samym świecie, tylko w innym miejscu geograficznym. Tam autorka przenosi nas do Ketterdamu i co najważniejsze, potrafi ona idealne wykreować odbiór danego miejsca. W Trylogii Grisza czujemy te wszystkie pustkowia i ciemności, w Ketterdamie czujemy wilgoć portowego miasta. To jest ta wartość, którą nie każdy autor potrafi przekazać, bo nie łatwo jest wykreować tak realne odczucia.

Poza całym światem Grisz, bardzo ważni u Leigh Bardugo są bohaterowie. Złożeni, kolorowi, charyzmatyczny. Zdecydowanie potrafi ich kreować, choć nie zawsze wyciąga z nich to, co chciałoby się zobaczyć. Omówię trzy, najważniejsze dla mnie postaci, które chciałabym przybliżyć:
– Alina – to, co w niej najciekawsze to fakt, że nie jest stereotypową superhero jakie występują w tego typu tytułach. Zazwyczaj pojawiają się szare myszki, które z dnia na dzień rozwiązują wszelkie problemy i znajdują ich rozwiązania. W tym wypadku Alina popełnia błędy, działa zgodnie z tym co podpowiada jej serce, albo sumienie i brnie do przodu. Absolutnie nie jest żadną alfą i omegą i tutaj wielki plus za to.
– Mal – to jest postać, która niesamowicie mnie drażni i nie do końca wiem dlaczego. Wydaje się ciekawy, dopóki mówi o nim Alina i nie występuje w historii stricte jako on. Wtedy ma swoje życie, swoje problemy, swoje cele i jego egzystencja ma sens. W momencie kiedy gości regularnie na kartach historii i jedyne czym się kieruje to fakt, żeby Alina została wymarzoną przez wszystkich zbawicielką, zatraca siebie i staje się bezpłciowy. Kompletnie niezdecydowany bohater, który zatracił własne ja.
– Darkling – oj ile to ja miałam z nim problemów. Nienawidziłam, kochałam, współczułam. Miałam ochotę przytulić i pogłaskać, za chwilę wbić nóż w plecy. Minusem jest nie do końca tak przedstawiona motywacja bohatera, jakbym tego oczekiwała. W gruncie rzeczy chciał dobrze, tylko działania jakie podejmował, przez lata samotności i oczekiwania, stały się tym, co było jego podstawowym arsenałem. Dlatego też uważam, że Darking miał ogromny potencjał, autorka nie do końca go wykorzystała, ale jednocześnie sprawiła, że przechodziłam od miłości do nienawiści i odwrotnie.

Trylogia Grisza jako całość? Trochę nierówna, ale tak samo dobra. Pierwszy tom jest świetny, szybko wprowadza nas w całą historię. Zazwyczaj czytelnik się nudzi, albo czuje się zagubiony wchodząc w nową historię – tutaj jest od razu bum. Drugi tom nieco zbyt statyczny dla mnie i miałam rzeczywiście momenty, że odpływałam myślami, bo lektura nie do końca trzymała mnie w skupieniu nad nią. Za to tom trzeci znów porywa w swoje sidła i swoją dynamicznością sprawia, że tempo czytania jest zbyt wolne względem tego, jak szybko chciałoby się przekładać kolejne strony.

Dlatego też bardzo serdecznie książki polecam. Nie jest to najlepsza trylogia fantastyczna jaką czytałam, bo mogłabym wymienić lepsze, ale ten świat pochłania, chce się poznawać dalsze losy bohaterów, kolejne wydarzenia i kocha się razem z nimi, nienawidzi razem z nimi, a nawet z pędzącym serduchem ucieka kolejnymi tunelami. Bawiłam się świetnie podczas czytania książek, trzy tomy przeczytałam w pierwsze pięć dni obecnego roku i cieszę się, że mogłam wreszcie poznać tę cudowną historię, na którą tyle czekałam.

Dajcie znać czy książkę czytaliście, albo zamierzacie. A jak nie zamierzacie, to dajcie znać dlaczego nie – chętnie podyskutuję o tym tytule ;)

Related Posts

E-book

Archiwum