Nomen Omen – Marta Kisiel

DSC_8274

Gdyby jeszcze rok, czy dwa lata temu ktoś powiedział mi, że książki polskich autorów będę wręcz połykać to wyśmiałabym go i powiedziała, że spadł z księżyca. Polskie książki równały się dla mnie z twierdzeniem, że to słabe książki. Jako dziecko, czy nastolatka nie byłam związana z naszym krajem i zawsze mówiłam, że wyjadę gdzieś daleko, więc wszystko co polskie: muzyka, literatura, filmy było po prostu beznadziejne i z góry przeze mnie przekreślane. Na szczęście dorosłam, zmieniłam swoje poglądy i chociaż cały czas uważam, że poniesie mnie gdzieś dalej to potrafię docenić twórczość naszych rodzimych autorów. Jednym z nich jest Marta Kisiel, której osobiście nie znam, ale kojarzy mi się z niesamowicie ciepłą i zabawną kobietą. Gdybym miała wybrać autora, z którym chciałabym się spotkać i zamienić kilka słów, na pewno byłaby na jednym z pierwszych miejsc, jeżeli nie na pierwszym.

Nomen Omen przygarnęłam bez żadnego ale. Nie wiedziałam o czym będzie traktował, czy to w ogóle moja tematyka, ale stwierdziłam, że raz się żyje i biorę w ciemno. Po pierwsze za sprawą wydawnictwa, które wydaje naprawdę warte uwagi pozycje, opatrzone świetnymi ilustracjami a druga sprawa to świetny kontakt z potencjalnymi i aktualnymi czytelnikami na fanpage wydawnictwa. Jeżeli nie zahaczyliście jeszcze o Uroboros na facebooku to czym prędzej do nich zajrzyjcie i zobaczcie jak tam fajnie, rodzinnie. Wracając jednak do tematu… Nomen Omen to książka specyficzna, bardzo specyficzna, ale na pewno nie zła. Nie mylcie tych pojęć i dajcie mi samej dojść do tego co na jej temat sądzę, bo poza tym, że fantastycznie się z nią bawiłam to ciężko zebrać mi myśli, które pozwoliłyby dokładniej ją przybliżyć.

Kiedy zaczęłam czytać pierwsze strony, pomyślałam sobie: „O matko, w co ja się znowu wpakowałam!”. Dziwne imiona, zaryczana dwudziestopięciolatka, której zachowanie i opis wskazywałby, że ma nie więcej niż dwanaście. Naprawdę wystraszyłam się, że trafiłam na jakąś pseudo literaturę, ale wzięłam kilka głębokich oddechów i dałam jej szansę. Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że to zrobiłam, bo książka jest świetna. Ałtorka* ma bardzo specyficzny styl pisania, ale dostosowany do realiów XXI wieku. Styl, który nie jest przesycony gimbazą (bez obrazy dla młodszych czytelników), ale który nie każdy jest wstanie przetrawić. Jeżeli dacie książkę siedemdziesięcioletniej babci to nie wiem czy chociaż w 90% będzie wiedziała o co w ogóle chodzi ;) Mimo wszystko nie zrażajcie się do tego, Nomen Omen jest bardzo oryginalnym tworem na tle innych i myślę, że na długo zapadnie Wam w pamięci. Wartka akcja, barwni, różnorodni bohaterowie, fenomenalne tło wydarzeń no i oczywiście niebywały humor autorki, który sprawiał, że bardzo często się śmiałam czytając tę książkę. Tutaj nie ma co więcej pisać, po prostu sięgnijcie po tę książkę i przetestujcie na własnej skórze! Warto! No i oczywiście – o czym koniecznie muszę wspomnieć – po raz kolejny się nie zawiodłam jeżeli chodzi o ilustracje, które umiliły mi spotkanie z tym tytułem. Uroboros – jesteście świetni!!

P.S. Mam przeczucie, że szanowna ałtorka tutaj zajrzy i przeczyta moje bazgroły, więc osobiście, prawie że w cztery oczy, chciałabym powiedzieć: DOBRA ROBOTA!

*ałtorka to celowy zabieg w tej opinii. Nie wytykajcie mi błędu, bo go zwyczajnie nie ma. Kiedy poświęcicie więcej czasu riserczowi na temat Marty Kisiel na pewno będziecie wiedzieć, że nie mam dyslekcji i innych tych takich na 'dys’, co to wszyscy w gimnazjum i liceum niby łapią  przed egzaminami.

Related Posts

E-book

Archiwum