Ciężko znaleźć dobry film komediowy. Większość tworzona jest jakby na podstawie jednego scenariusza i zmieniają się jedynie aktorzy, chociaż też nie zawsze i część wydarzeń. Reszta jest taka sama. Od zawsze lubiłam komedie i komedie romantyczne, no ale ile można oglądać to samo. Przez to też straciłam na jakiś czas wiarę w kino i poza kilkoma nielicznymi wyjątkami, nie oglądałam praktycznie nic z nowości kinowych. Wczoraj przeszukałam jednak filmweb w poszukiwaniu czegoś ciekawego i w oczy wpadło mi Her. Przypomniała mi się czytana wcześniej recenzja filmu, o której napiszę niżej i stwierdziłam, że czemu nie. Może akurat to będzie strzał w dziesiątkę. No i muszę przyznać, że był!
Ona to film jednego aktora. Serio. Co prawda występuje ich więcej a do tego wielu statystów, ale tak naprawdę na ekranie mamy głównie Joaquina Phoenixa i głos Scarlett Johansson. Joaquin sprawdził się fenomenalnie w roli Theodora – samotnego mężczyzny w średnim wieku, który stoi przed podpisaniem papierów rozwodowych, który pisze listy na zamówienie i który spędza dużo czasu w świecie wirtualnym. Theodor przedstawia obraz człowieka, który teoretycznie swoje już przeżył i nie czeka go już nic dobrego. Jego życie jest dość puste, dopóki nie pojawia się w nim Samantha – wirtualnie stworzona, niesamowicie inteligentna osobowość. Bohater coraz bardziej zatraca się w rozmowach z Sam i coraz bardziej się do niej zbliża, chociaż nie ma ona fizycznej postaci.
Wiecie co najbardziej urzekło mnie w tym filmie? Naturalność. Joaquin jest tak niesamowicie naturalny przed kamerą, że mam wrażenie, że to jego vlog dotyczący codzienności a nie wyreżyserowany film. Urzekł mnie jego wąs, jego poczucie humoru a przede wszystkim ciągłe poprawianie oprawek okularów. Urzekło mnie to, że scenariusz kompletnie pozbawiony jakiejkolwiek dynamiki i akcji, która spotykana jest w np. w filmach sensacyjnych, został przedstawiony w taki sposób, że film jest kompletny. Nie było sekundy podczas której bym się nudziła, podczas której myślałam o tym, że chcę wcisnąć ten czerwony iks przeglądarki i ją wyłączyć. Nie! Film trwający dwie godziny wciąga od samego początku i pokazuje świat, który może czekać każdego z nas. Coraz częściej kontakty wielu ludzi ze świata realnego przenoszą się na ekran. Ludzie rozmawiają na facebooku, na tweeterze, czasem na skype a czasami w trakcie grania w gry online. Często nie wiadomo jak wygląda ta osoba po drugiej stronie a i tak w jakiś sposób się do niej przywiązujemy. Ona ukazuje w pewien sposób problem, który może stać się problemem społeczeństwa w ciągu kilku najbliższych lat. Mam więc nadzieję, że nasze życie prywatne nie przeniesie się na poziom rozmów z inteligentnym systemem stworzonym przez grupę programistów. Jedyny plus, który płynął z kontaktów Theodora z Samanthą, który byłabym wstanie zaakceptować to odkrycie na nowo co to jest radość z życia, radość z codziennych drobiazgów, na które zazwyczaj nie zwracamy uwagi. Niektórym taka terapia poznawania świata bardzo by się przydała, poza tym, mam jednak nadzieję, że nikogo nie czeka takie życie, bo nic nie zastąpi kontaktów z drugą osobą. Osobą, która ma ciało, do której możemy się przytulić i w której oddech możemy się wsłuchać. Mimo wszystko przyznaję jednak, że film mnie zachwycił i chociaż pewnie drugi raz do niego nie wrócę to bardzo się cieszę, że na niego trafiłam i go obejrzałam.
Nie rezygnujcie z tego tytułu już na starcie. Sama pewnie nie czułabym się zachęcona na starce poprzez plakat, czy zwiastun, ale zachęcił mnie do niego Kominek, u którego jeszcze w lutym przeczytałam recenzję i stwierdziłam, że nie widzę przeszkód, by nie spróbować. To dzięki Tomkowi skusiłam się na ten film i nie żałuję! Teraz ja polecam go Wam, ale jeżeli nadal nie jesteście przekonani to zajrzyjcie też do Tomka i przeczytajcie jego recenzję.