Sabrina sezon 4 (2020) – recenzja

Sabrina powraca na nasze ekrany po raz ostatni. Jest to o tyle zaskoczenie, że część fanów liczyła na sezon piąty. Niemniej, Roberto Aguirre-Sacasa, postanowił zamknąć historię w czterech sezonach. Czy to się udało? Czy sezon czwarty jest równie dobry jak poprzednie? Zanim przejdziesz do dalszej części tego wpisu, podrzucam moje przemyślenia na temat Sabriny sezonu drugiego, oraz Sabriny sezonu trzeciego. Jednocześnie ostrzegam, że nie da się napisać tej recenzji bez wspomnienia o fabule i w tekście będzie sporo spoilerów. Jeżeli więc chcesz ich uniknąć, zachęcam do powrotu do tekstu po obejrzeniu serialu.

Sabrina sezon 4 – fabuła

Sezon 4 serialu kontynuuje narrację z sezonu trzeciego. Sabrinie oraz jej przyjaciołom przyjdzie zmierzyć się z pradawnymi koszmarami, które mają przygotować świat na nadejście Otchłani. W sezonie mamy 8 odcinków i każdy z nich poświęcony jest innemu koszmarowi. Ojciec Blackwood zapowiada nam, jako swego rodzaju narrator, jazdę bez trzymanki. Każdy kolejny koszmar ma być gorszy, niż jego poprzednik, przy czym każdy z nich jest niemal niemożliwy do pokonania.

No i tutaj pojawiają się schody. Pradawne koszmary miały budzić grozę i wprowadzać niepokój. Czuję się nieco oszukana. Chociaż serial rzeczywiście trzyma w napięciu i jako widz zastanawiałam się co będzie dalej i z czym jeszcze będą musieli zmierzyć się bohaterowie, tak nie do końca czułam tę zapowiadaną gradację koszmarów. Mam wrażenie, że jako widzowie nie otrzymaliśmy tego, co zostało zapowiedziane.

Pradawne koszmary i pomysł na nie

Największy zarzut jaki mam to fakt, że nie wykorzystano w pełni potencjału pradawnych koszmarów. Nie wiem czy jest to kwestia krótkiego sezonu i przeznaczenia każdemu z nich odcinka? Niemniej, mam wrażenie, że prześlizgnęliśmy się przez problem. Żaden z zaprezentowanych koszmarów, poza Otchłanią, nie sprawił wrażenia faktycznego, kończącego świat zagrożenia dla bohaterów i świata.

Wrażenie wzmaga też to, że część z nich ograniczała się jedynie do granic Greendale. Skoro miały one dominować świat doczesny, dlaczego miały swoje granice? O ile rozumiem umieszczenie epicentrum wydarzeń w tym właśnie miejscu, o tyle rysowanie granic nie ma do końca sensu.

Rozumiem też zamysł twórców serialu i poświęcenie każdego odcinka na jeden koszmar. Nie rozumiem jednak braku chęci rozszerzenia tego tematu nawet na dwa kolejne sezony, co mogłoby mieć nawet większy sens. Bawiłam się przednio. Jednakże czuję ogromny niedosyt. W poprzednim sezonie zmagaliśmy się poganami, których umieszczono na przestrzeni całego sezonu, co złożyło się w całkiem przyjemny obraz. Tym razem upychamy ogrom postaci i ogrom potencjalnych wydarzeń na przestrzeni ośmiu odcinków.

Stąd też uważam, że kompletnie nie wykorzystano potencjału tego, co scenarzyści namalowali przed widzem na zakończenie sezonu trzeciego.

Co jest z tymi bohaterami?

No to jak już jest roast to jest roast i napiszę co jeszcze mi się nie podobało. Ucinane wątki i debilizm bohaterów. Serial zaczynamy dyskusją znikąd o tym, że w szkole powinna pojawić się edukacja seksualna. Wątek o niczym, który został urwany i nie nawiązał do czegokolwiek dalej. Do tego ciągłe sesje grupowego całowania się par przy każdej możliwej okazji – w szkole w bibliotece, na seansie filmowym. Kolejny „zapychacz”, który ani nijak ma się do rzeczywistości, ani nie wprowadza nic do fabuły. No prawie nic…

Do tego cały wątek Nicka, który był chyba najgorszym punktem tego sezonu. Nie dość, że zaczyna się walka z pradawnymi koszmarami a ten na ślubie ciotki Sabriny po prostu się zmywa, to jeszcze nie wiadomo dlaczego i nie wiadomo skąd wyznaje jej miłość. „Sabrino, pomyliłem się, kocham Cię, chcę Cię odzyskać”. Wątek totalnie od czapy, którego nie jestem wstanie zrozumieć. Sabrina przez chwilę się waha, ale ostatecznie znów jest zakochaną nastolatką, która schodzi się z Nickiem. To, że przez pierwsze odcinki non stop gdzieś znikał bo szedł się bzykać z Prudence kompletnie zostaje zatarte a nasza para znów jest kochającymi się gołąbeczkami.

W międzyczasie pojawia się znikąd chłopak, któremu Sabrina daje szansę. Tworzy swojego wymarzonego mężczyznę, który tak po prostu znika w odpływie (nie pytajcie!). Albo bohaterowie dostają amnezji i lekceważą ustalenia między sobą – jak Nick na weselu czy Sabrina w rozmowie ze swoim ojcem. Wątki te sprawiają, że nic się nie trzyma kupy a groza, którą nam obiecano nie zostaje odpowiednio podkreślona. W końcu… walczymy z potencjalnym upadkiem świata czy robimy co chcemy, bo… no właśnie, bo co? Bo mamy taką ochotę?

A gdzie Sabrina Gwiazda Zaranna?

Jest to kolejny aspekt tego serialu, którego potencjał został zmarnowany. Wątek z drugą Sabriną, która zasiada na piekielnym tronie w sezonie trzecim był fantastyczny. Powiało świeżością i dało nadzieję na ciekawą historię. Aktorka grająca Sabrinę bardzo ciekawie rozdzieliła obie postacie. Dzięki temu można było wprowadzić sporo zamieszania w fabule, ale też podkreślić obie te postaci. Sabrina Gwiazda Zaranna pojawia się w sezonie czwartym, ale jest jej niewiele a jej duży potencjał dość mocno skreślono.

Duży plus należy się za wysłanie bohaterki do alternatywnego świata, który opanowany został przez jeden z koszmarów. Oglądając Sabrinę od samego początku, zastanawiałam się, czy otrzymamy jakiekolwiek nawiązanie do sitcomu z lat 90′ ubiegłego wieku. Scenarzyści puścili do nas oczko właśnie w tym sezonie.

Sabrina Gwiazda Zaranna trafia do alternatywnego świata na plan zdjęciowy do Sabriny właśnie. Świat jest ten sam co w naszej Sabrinie, ale powracają ciotki ze znanego nam sitcomu oraz wielce wyczekiwany Salem, ze swoimi ciętymi ripostami. W końcu doczekaliśmy się kota, który mówi! :) Cały ten odcinek to jedno wielkie mrugnięcie w kierunku widza. Od postaci, które tam pokazano, przez poszczególne wydarzenia. Rozmowa Sabriny z Kalibanem to wisienka na torcie, która sprawiła, że rzeczywiście się zaśmiałam. Jedyne co spieprzono to rozwiązanie całego odcinka. Nie dość, że było ono schematyczne i przewidywalne to zmarnowało cały potencjał budowanego napięcia.

Scenografia, emocje i wszystkie poplątane sytuacje

Niezmiennie, w swoich opiniach na temat każdego z sezonów podkreślam na plus scenografię. Tak też jest w tym sezonie. Miejsca, w których kręcone są sceny, kostiumy, aranżacje – wszystko to tworzy przepiękny klimat, który utrzymuje się przez wszystkie sezony.

To wszystko jednak nie wystarcza do tego, żeby podtrzymać klimat fabularny i wzbudzić w widzu odpowiednie emocje. Jak już wspomniałam wyżej, były momenty kiedy się śmiałam. Odcinek finałowy był niejako zaskakujący. Nie wiedziałam, że to już koniec serialu i kompletnie się rozbeczałam podczas jego oglądania. Mimo wszystko, zabrakło mi tu większej dawki emocji w tak potencjalnie fantastycznej fabule, która była nam obiecana.

Tak więc o ile serial świetnie sprawdza się wtedy, gdy skupia się na wątkach magicznych i nadnaturalnych, o tyle kompletnie nie radzi sobie z wątkami romantycznymi. Poświęcenie Sabriny i Nick, który wkrótce po tym do niej dołącza… wzruszające, ale wszystko wydarzyło się tak szybko, że nie do końca zdążyło do mnie dotrzeć, co tak naprawdę się wydarzyło.

Podsumowanie

Chilling Adventures of Sabrina, jak wielu widzów stwierdziło, jest serialem bardzo nierównym. Ma swoje bardzo mocne i bardzo dobre momenty. Często bywa też infantylny i po prostu głupi – pod kątem rozwiązań fabularnych, które idą po linii najmniejszego oporu, czy pod względem zachowania bohaterów. Chociaż wiele, potencjalnie ciekawych pomysłów zmarnowano, a inne po prostu magicznie zniknęły bez pociągniętego wątku, uważam to za bardzo udaną produkcję, przy której bardzo dobrze się bawiłam.

Nawet ten sezon czwarty, który mam wrażenie, że objechałam z góry na dół (czego się nie spodziewałam przed tym, jak usiadłam do pisania tego tekstu), sprawił mi dużo radości i w ogólnym rozrachunku całkiem nieźle się bawiłam, nie mogąc się od niego oderwać. Obiektywnie – wiele wątków po prostu spieprzono i zmarnowano, a miały naprawdę duży potencjał. Subiektywnie jednak – miałam 8h całkiem przyjemnego serialu, który pozwolił mi się odprężyć i przykuł mnie do ekranu. Bardzo mi przykro, że to już koniec przygód Sabriny, bo liczyłam na więcej dobroci i pięknych wizualnie obrazków.

Ta odsłona, ledwo nabrała rozpędu a już została zatrzymana i to chyba największy zarzut dla czwartego sezonu. Mogło być dużo mięsa a mam wrażenie, że wszystko dzieje się naprędce i scenarzyści jak najszybciej dążyli do zamknięcia całej produkcji.

Zostań ze mną na dłużej i bądź ze wszystkim na bieżąco:

Related Posts

E-book

Archiwum