Pamiętacie jak pisałam post na temat pewności siebie, na temat tego, że podchodzę inaczej do samej siebie i z dnia na dzień coraz lepiej się ze sobą czuję, że rozwijam się i wszystko co robię, robię po to, by zadowolić siebie, by czuć się z tym dobrze i móc powiedzieć, że kocham siebie? Post o tym, że nie chciałabym być kim innym? Kolejnym etapem było zajęcie się tym, jak wyglądam. Nie do końca czułam się komfortowo ze sobą i nadal nie jestem zadowolona z tego jak wyglądam, ale pracuję nad tym i takim większym krokiem było zmuszenie się do – a następnie polubienie – regularnego ruchu. Zaczęłam od tego, że biegałam z sąsiadką po lesie. Było fajnie, ale przyszła pora roku jaka przyszła i pogoda, którą widzicie w chwili obecnej za oknem i moja, jak ją często nazywam, nieistniejąca odporność nie pozwala mi na dalsze bieganie poza domem, z racji tego, że pewnie utknęłabym znów na jakieś trzy miesiące w łóżku i zawaliła wszystkie obowiązki. Żeby jednak utrzymać to, na co zaczęłam pracować i dalej dążyć do lepszego samopoczucia, kondycji i fajnego, zadowalającego mnie wyglądu, skusiłam się na siłownię. Na początku października wykupiłam karnet i śmigam sobie w wolnych chwilach, żeby poćwiczyć.

ProTC Bydgoszcz siłownia

Powiem Wam, że jestem zadowolona z tego posunięcia bardzo. Co prawda bieganie po lesie jest o wiele atrakcyjniejsze i bardziej wymagające od biegania po bieżni, ale przynajmniej wiem, że się nie zniechęcę i dalej mam dawkę regularnego ruchu. Godziny otwarcia są genialne, bo w ciągu tygodnia od 6 do 23, więc nie mam wymówki, że zamykają wtedy, kiedy akurat wracam do domu, albo otwierają, przed moim wyjściem. Nadal mam co prawda problemy ze zmuszeniem się, żeby iść poćwiczyć, kiedy coś innego mam na głowie, ale czym częściej tam zaglądam, tym łatwiej mi się wybrać kolejny raz. Na razie skupiam się na prostych ćwiczeniach, które budują moją kondycję. Ćwiczę po 20 minut na orbitreku, bieżni oraz rowerku. Cały trening zajmuje mi troszkę ponad godzinkę, ale za każdym razem wychodzę z niego z dawką energii i lekka jak piórko. Od czasu kiedy zaczęłam tak intensywniej ćwiczyć, czuję się po prostu znacznie lepiej. Tutaj już nawet nie chodzi o to, czy zgubię kilogramy, które chciałabym zgubić. Owszem, to jest jeden z głównych celów i miło będzie, kiedy wreszcie będę miała sylwetkę, do której dążę, ale poza tym jest też radość z samego faktu, że się ruszam, że bardziej dbam o siebie i zwyczajnie czuję się ze sobą lepiej. Chociaż ćwiczę od prawie miesiąca i nie ma nie wiadomo jakich efektów, którymi mogłabym się chwalić, jest mi ze sobą po prostu lepiej. Zaczynam zauważać drobne zmiany i to jest fajne, no i mam nadzieję, że będzie ich znacznie, znacznie więcej.

Do czego dążę? Przede wszystkim do tego, żeby do końca roku było lepiej, żeby zmiany były już spokojnie widoczne a do przerwy zimowej, no góra do wiosny, osiągnąć na wadze te liczby, które chciałabym zobaczyć. Jakie? Szczerze? Nie wiem. Nie chcę stać się chodzących kościotrupem, czy tzw. wieszakiem. Nie. Lubię swoje krągłości i jest mi z nimi dobrze, po prostu chciałabym wysmuklić sylwetkę. Chcę wyglądać zdrowo i do tego dążę, ale nie wiem, czy będę wyglądać dobrze ważąc 40, 50, czy np. 60kg. Ja nie dążę nawet do spadku wagi, bo w międzyczasie robię też ćwiczenia, które rozbudowują mi mięśnie i mam zamiar wprowadzać ich troszeczkę więcej od kolejnego miesiąca, więc na dobrą sprawę tego spadku wagi nie muszę mieć wcale ogromnego, po prostu chciałabym zjechać na rozmiarówce i w centymetrach, ale o tym pewnie jeszcze będę informować, jeżeli sukces zostanie osiągnięty. Trzymajcie więc kciuki! :)

Related Posts

E-book

Archiwum