Kochani, to już ostatni tekst z okolic Izy. Ciężko mi się pożegnać w ten sposób z racji tego, że wyjazd i tak mam wrażenie, że odbył się wieki temu, ale poprzez publikację postów, mogłam przypomnieć sobie te wszystkie fajne chwile spędzone i w Łodzi i w Krośnie i w trakcie naszych podróży. A tutaj już ostatni tekst i koniec bujania w obłokach. No, ale nic. Od tego czasu do Łodzi udało mi się już wrócić i znów spędzić cudowne chwile, o których będę jeszcze pisać. Do Krosna nie zajechałam, bo jednak troszkę ode mnie daleko, ale z Izą na pewno jeszcze się spotkam – kocham Cię siostro! :*
Wracamy jednak do Krosna – Miasta Szkła. Tym razem jednak w ciągu dnia, więc możecie potwierdzić, że to miasto rzeczywiście jest tak urokliwe, jak pisałam wcześniej i porównać sobie czy bardziej podoba Wam się za dnia, czy nocą. Ja mimo wszystko zakochałam się w nocnej odsłonie.
W Krośnie załatwiałyśmy kwestie formalne związane z naszą internetową działalnością, o której niebawem też będę pisała. Zaraz potem zaczął się kolejny podróżniczy dzień, który bardzo miło wspominam. Najpierw wybrałyśmy się do Żarnowca, do Muzeum Marii Konopnickiej. Niestety było tamtego dnia zamknięte, ale cały teren był swobodnie dostępny, więc spacerowałyśmy po parkach, oglądałyśmy dom Marii Konopnickiej i przez okna zaglądałyśmy do środka.
Naprawdę przepiękne miejsce. Jak już wspominałam, na co dzień mieszkam w mieście, więc bardzo tego kontaktu z naturą mi brakuje i chciałabym móc częściej wybierać się w takie miejsca, spokojnie pospacerować i pooddychać świeżym powietrzem.
Kolejna była Pustelnia Św. Jana z Dukli, która okazała się swego rodzaju wyzwaniem dla osoby, która pod spore górki wspina się i ze sporych górek zbiega w sandałkach. No cóż, człowiek uczy się przez całe życie a Paulina grzeszy głupotą często ;) Nie sądziłam, że takie przygody mnie czekają a i pogoda nie bardzo sprzyjała temu, by zakładać pełne obuwie, więc trochę się pomęczyłam na swoich obcasikach, ale nie wymiękłam i to jest najważniejsze! :)
Kurczę. Za każdym razem, kiedy oglądam na zdjęciach te widoki bardzo za nimi tęsknię, ale na mojej twarzy pojawia się uśmiech. U mnie jest płasko. No dobrze, zdarzają się pagórki, bo mieszkam troszeczkę nad Pasem Nizin i teren jest już troszeczkę bardziej zróżnicowany, niż w centrum, ale mimo wszystko to nie ta sama bajka. Tam widoki ze zdjęcia to standard i gdzie się człowiek nie odwróci to ma to przed oczami. I dla takiej Izy to jest coś normalnego a Paulina raz po raz zachowywała się jak japońska turystka i tylko robiła zdjęcia wszystkiego, co widziała wokoło.
No, ale nie ma co się rozczulać i czas przejść do miejsca, które nazywa się Łęki Dukielskie i w którym jeszcze bardziej zaparło mi dech w piersiach.
– Wiesz co, pojedziemy na wiatraki – zarzuciła pomysłem Iza
– Jak na wiatraki. Say: whaaaat?
– No na wiatraki, zresztą… zobaczysz!
No i zobaczyłam. Cholera… nie sądziłam, że to może być tak fajne przeżycie. Mówię tutaj o elektrowniach wiatrowych, tzw. wiatrakach, które często mijamy wyjeżdżając poza miasto. Ja wiem, że one teoretycznie nie robią wrażenia i nie są niczym szczególnym, ale jak się pod takimi stanie, to naprawdę robią wrażenie. Aż dreszcze po mnie przeszły jak dotarłyśmy z Izą na miejsce. Tak, stałam pod pierwszym na zdjęciu wiatrakiem ;)
A teraz zdjęcie, które uwielbiam i za które Iza prawdopodobnie mnie zabije, ale cóż ;)
Zazwyczaj nie lubię takich swoich zdjęć, ale to mi wyjątkowo podeszło. Sama nie wiem dlaczego.
I największa niespodzianka dnia to prywatna hodowla Danieli, którą Iza zauważyła kątem oka i do której się cofnęłyśmy. Na nasze szczęście i początkowo milion moich obaw, pojawił się akurat właściciel, który pokazał nam zwierzęta, specjalnie je nakarmił i pozwolił zrobić zdjęcia. Teren prywatnej posesji troszeczkę mnie początkowo przeraził a do tego brak zahamowań ze strony Izy, ale ostatecznie było bardzo sympatycznie i zebrałam kolejne świetne wspomnienia i fajny materiał.
No i to by było na tyle Krosna i okolic. Przecudownie spędzony czas, przecudowni ludzie, przecudowne wspomnienia i przecudowne zdjęcia. Wy zobaczyliście wycinek, dlatego polecam ruszyć w tamte okolice i pozwiedzać na własną rękę, bo naprawdę warto! Ja na bank nawiedzę jeszcze Izę ;)
Poprzednie teksty z Krosna i okolic:
Łódź przystankiem do Krosna
Odrzykoń, czyli zwiedzamy sporne mury
Prządki, lody u Frysztaka i cerkiew
Krosno nocą
Rymanów i Iwonicz Zdrój