Łódź przystankiem do Krosna

Ile to ja już nie pisałam. Całe wieki. Aż dziwnie znów patrzeć na ten edytor i znów dla Was pisać. Jednocześnie jest to też bardzo przyjemne uczucie, bo od zawsze lubiłam to robić. Po prostu ostatnio bardzo brakowało mi czasu i blogowanie zeszło na dalszy tor. Niestety jeszcze wszystkiego sobie nie ułożyłam, nie nadrobiłam wszystkich zaległości, ale mam nadzieję, że niebawem wrócę z większą regularnością, niż jeden tekst na dwa tygodnie. Brakuje mi pisania, chociaż na co dzień piszę bardzo dużo, brakuje mi skupienia się na blogu, chociaż non stop kontroluję co się dzieje i brakuje mi czytania i komentowania innych blogów, chociaż na ulubione od czasu do czasu zaglądam, nawet jak się nie wyrabiam z obowiązkami. Po prostu blogowanie weszło mi w krew i chociaż był moment, że chciałam z tego zrezygnować, to chyba już nie potrafię.

W każdym razie, nie o tym dzisiaj. Dzisiaj zapewniam, że w najbliższym czasie kilka tekstów się ukaże. Wreszcie poświęciłam trochę czasu, przejrzałam moje wakacyjne zdjęcia, wyselekcjonowałam najfajniejsze i pojawi się kilka fotorelacji, no bo w końcu dział podróżniczy to już dawno nie był aktualizowany, a tak być nie może. Trochę atrakcji muszę Wam jednak zapewnić, szczególnie, że jestem po turystyce. Aż nie wypada się nie pochwalić, że w lipcu (tak, tak długo zwlekałam z przejrzeniem 2000 zdjęć) rzuciłam wszystko i pojechałam na ponad tydzień w Bieszczady. Całkiem sama. Na drugi koniec Polski. Zahaczając na dzień o Łódź. Spotykając się tylko z ludźmi, których poznałam przez internet. A co tam. Od roku ze sobą rozmawiamy, to czas najwyższy było się wreszcie poznać.

13.07 o godzinie 10:00 wyruszyłam z Bydgoszczy w kierunku Łodzi. Na miejscu czekał na mnie F. a.k.a. Sp00Fy. No w sumie, technicznie rzecz biorąc to ja na niego czekałam, ale to akurat jest mało ważne, bo szybko do mnie dołączył i ruszyliśmy na spacer po Łodzi. W poszukiwaniu obiadu. Problem był jednak jeden. Moja ogromniasta walizka. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie była tak duża i nie zaczęła się po drodze rozsypywać. Dosłownie. Ale daliśmy radę i z Kaliskiej dotarliśmy na Piotrkowską. I tutaj wielkie podziękowania dla Spufiaka, za to, że zadbał, żebym z Łodzi miała pamiątkę w formie zdjęć i kilka mi ich zrobił. Bo o ile zawsze i wszędzie zachowuję się jak japoński turysta i trzaskam setki zdjęć, o tyle w Łodzi kompletnie o tym zapomniałam. Może to przez to, że tak głupio mi było z tą walizką…

Łódź_Piotrkowska

Kufer Reymonta, czyli pomnik Władysława Reymonta ważący 300kg. Pomnik jest częścią Galerii Wielkich Łodzian, czyli grupy plenerowych rzeźb z brązu, które upamiętniają sławne osoby związane z Łodzią. Wszystkie pomniki są w formie ławek pomnikowych, co oznacza, że turyści mogą usiąść obok wyrzeźbionych postaci. W chwili obecnej, w skład galerii wchodzi 6 pomników.

Pomnik Reymonta powstał jako trzeci w kolejności, sama miałam okazję zobaczyć jeszcze ten, który powstał jako pierwszy, czyli Ławeczkę Tuwima. Uśmiałam się przy niej niesamowicie, kiedy Sp00Fy stwierdził, że mam potrzeć Tuwimowi nos. Nie czułam się z tym okej, bo nie wiedziałam, czy ludzie rzeczywiście tak robią, czy został mi wciśnięty kit, ale rzeczywiście mówi się, że potarcie Tuwimowi nosa przynosi szczęście. All in all, zrobiłam to, więc zobaczymy jak będzie z tym moim szczęściem.

Łódź_Julian_Tuwin_Piotrkowska

W Łodzi spędziłam przecudowne popołudnie. Po kilku godzinach dołączył do nas jeszcze Mariusz, którego poznałam 2, albo 3 lata wcześniej, na jednym z FPS’ów online i mieliśmy przyjemność spotkać się już dwa razy, chociaż ten drugi to bardzo przelotem podczas mojego postoju w Łodzi w zeszłym roku, kiedy jechałam z Katowic do Torunia. Mariusz zgodził się przenocować biedną Paulinkę, bo dopiero we wtorek o 8:00 miałam busa po promocyjnej cenie – 21zł do Krosna. Chociaż przenocować to zbyt duże słowo, bo do 1 w nocy plotkowaliśmy i wtedy Mariusz uświadomił mnie, że za kilka godzin musimy wstać. No to spałam. Godzinkę, może dwie, bo ilość wrażeń albo stres związany z dalszą podróżą mi na to nie pozwolił.

Rano, co się okazało, pomyliłam dworzec PKS i PKP i nie w tym miejscu pojawiliśmy się na mojego busa, który miał stać na PKP właśnie. Na szczęście, w Łodzi mają jedno koło drugiego i udało mi się do Krosna, do mojej kochanej Izuni wyruszyć. A Iza? Iza też poznana w internecie, no bo w sumie czemu nie. Wszyscy wkoło mówili mi, że mnie tam zamordują, że nie wrócę, bo przecież jadę do obcych ludzi, nie wiem, co mnie czeka. Ale wiecie co? Nie mogłam sobie wyobrazić lepszego wyjazdu. I tak jak przez cały rok, z Izą, doszłyśmy do tego, że jesteśmy do siebie bardzo podobne, zarówno fizycznie jak i z podejściem do życia, tak kiedy się poznałyśmy, okazało się, że to wszystko jest na taką skalę, na jaką sobie nie zdawałyśmy z tego sprawy. Jesteśmy do siebie tak podobne, że już po kilku dniach jej rodzinka zaczęła nas mylić (po zdjęciach, sami niedługo zobaczycie, tego kompletnie nie widać) a jej brat, myślę że przeszedł małe załamanie nerwowe, że już nie z taką jedną Izą musi się zmierzyć, ale ma jeszcze Paulinę, która będzie trzymać stronę Izy ;)

Krosno

A to już w Krośnie, z cudnymi kotkami na kolanach i z moją wielką walizką w tle. Plus jest taki, że zakończyła ona już swój żywot i żadnego Sp00Fiego, ani innych ludzi nie będzie przyprawiać o załamania nerwowe i chęć popełnienia samobójstwa. A tymczasem to tyle na dzisiaj. Wiem, więcej w tym poście tekstu, niż zdjęć, a pewnie zastanawia Was ta cała Iza, z którą spędziłam tyle czasu, ale na wszystko przyjdzie pora. A ja nie mogę wszystkiego zdradzać od razu.

No i Izę muszę potrzymać w niepewności, które zdjęcia z jej wizerunkiem wybrałam, bo pewnie teraz będzie ją to gryzło ;) No cóż kochana, musisz się wstrzymać i poczekać, na swoją uśmiechniętą mordkę, cierpliwie jak cała reszta :D
 

Zostań ze mną na dłużej i bądź ze wszystkim na bieżąco:

Related Posts

E-book

Archiwum