Drugi dzień w Granadzie był niezwykle intensywny. Pobudka od rana, śniadanko a następnie poszukiwanie drogi na nasze spotkania. A to wszystko w 40-stopniowym upale. Jak to dobrze, że ja do tych ciepłolubnych stworzeń należę i wolę funkcjonować w ten sposób, niż w 20-stopniowym mrozie. Chociaż przyznam, że nie było łatwo latać po górzystych terenach, wspinać się pod górki a to wszystko w oficjalnym stroju – a przynajmniej białej koszuli. Nienawidzę być „na sztywno”, pobiegać to ja sobie mogę w takim terenie w cichobiegach a nie na obcasach, ale było warto. A poobdzierane, bolące stopy to naprawdę mały koszt w stosunku do tak dużego doświadczenia, jakiego nabrałam poprzez spotkania, prowadzenie prezentacji i rozmowę z władzami miasta – a przynajmniej władzami, które mają wpływ na turystykę i jej promocję.
Na początek jednak zaprezentuję Wam naszą okolicę i widok z balkoniku mieszkania, które wynajęliśmy.
Pierwsze miejsce, do którego dotarliśmy, to Uniwersytet miasta Granada. Pan zajmujący się współpracą z zagranicą cudownie nas przyjął, wyjaśnił gdzie i o której mamy spotkania i jak się dostać w konkretne miejsca. Co prawda nie do końca sprawdziło się takie rysowanie palcem po mapie, więc i tak sami pobłądziliśmy i szukaliśmy odpowiedniej drogi, ale na pewno rozjaśnił nam umysły. Jeden minus? Nie przemyślano odległości do pokonania i czasu jaki zajmują tego typu spotkania, więc nie byliśmy wstanie dotrzeć na czas i już od samego początku dzwoniono, żeby np. studenci nie uciekli do domu, z racji tego, że przyjdziemy z prezentacją troszkę później, bo przecież nie jesteśmy na miejscu i musimy się wspinać na uczelnię 2km pod górki. Poza tym, wszystko naprawdę cudownie zorganizowano. Na pierwszy rzut poszedł więc uniwersytet na wydziale ekonomii i biznesu, ze studentami turystyki i zarządzania bodajże, na którym przedstawiałam prezentacje i opowiadałam na temat mojego miasta i regionu a także na temat uczelni, na której studiowałam. Potem było swoiste Q&A, czyli seria pytań i odpowiedzi.
Zabawna historia z poszukiwaniem interesującego nas wydziału. Początkowo trafiliśmy na wydział filozofii zdziwieni, że nikt na nas nie czeka. Na uczelni żaden pracownik administracyjny nie mówił po angielsku a mój hiszpański nie do końca pozwalał mi na swobodne komunikowanie się. Jednak udało mi się dowiedzieć, że jestem nie w tym budynku i w którym kierunku mam się udać. Poszłam więc po grupę i zaczęłam ich prowadzić. Wychodząc na zewnątrz, ścieżki prowadziły we wszystkich możliwych kierunkach, więc stwierdziłam, że po prostu spytam studentów, bo oni będą najlepiej poinformowani. Podchodzę do dwóch dziewczyn siedzących na ławce:
– Donde esta la facultad de ciencias economicas y empresariales? /Gdzie znajdę wydział ekonomii i biznesu?/
– Excuse me, I don’t speak Spanish and I don’t know. We are from Italia and we came here last week. /Przepraszam, ale nie mówię po hiszpańsku i nie mam pojęcia. Jesteśmy z Włoch i przyjechałyśmy tutaj w zeszłym tygodniu/
– Okey, thank you. /Okej, dzięki/I już Paulinka się odwraca chcąc znaleźć kogoś, kto będzie wstanie jej pomóc, podczas gdy dziewczyna mówi wskazując na budynek ze zdjęcia powyżej znajdujący się na wprost niej.
– Hey, I think I found it. Isn’t the place you are looking for? /Hej, wydaje mi się, że właśnie znalazłam. Czy to nie jest miejsce, którego szukasz?
Tak więc w tłumie Hiszpanów, chyba tylko ja jestem wstanie od razu trafić na Włoszki, które nie mówią w języku, w którym ja tak bardzo staram się porozumieć i przełamuję swoje bariery :D
Studenci, z którymi miałam wykład. Bardzo lubię to zdjęcie, chociaż zrobione było typowo promocyjnie, dla marszałka województwa, który współfinansuje nasz projekt.
W drugiej kolejności był urząd miasta, znajdujący się w ścisłym centrum, w którym jednocześnie mieszczą się władze miasta, departament turystyki i promocji, z którym się spotkaliśmy a także biuro informacji turystycznej. Przepiękny, imponujący budynek, który zrobił na nas ogromne wrażenie. Głównie wewnątrz.
Biuro informacji turystycznej obsługuje całą masę ludzi rocznie. Przy czym polaków przychodzi tam garstka. Sama nigdy do takich biur poza naszymi wyjazdami się nie udaję, ale chyba będę musiała to zmienić. Bo chociaż zwiedzanie na własną rękę jest fajne, ciekawe i stanowi niejakie wyzwanie, często możemy pominąć naprawdę ciekawe zakątki miasta, organizowane eventy czy zniżki na zwiedzanie.
Prezentacja strategii promocji miasta i regionu. Najciekawsza część to ta, kiedy po 5 minutach prezentacji, zastanawiałam się po co dali nam tłumacza, skoro każdy z nas mówi i rozumie angielski. Skumałam wtedy, że mówią do nas po hiszpańsku i nawet nie wiecie jaka duma mnie rozpierała ;)
A teraz czas na moją prezentację i „rozmowy na szczycie” :)
Bardzo ciekawi, konkretni ludzie. Świetnie mi się z nimi rozmawiało w języku Spanglish i wymieniało spostrzeżenia na temat regionów i promocji. W takich właśnie chwilach uświadamiam sobie i potwierdzam, że rzeczywiście dobrze czuję się w tematach turystyki i promocji turystyki. To jak najbardziej moje klimaty i co mnie zawsze cieszy, potrafię udowadniać innym swoje zdanie i pokazać swój punkt widzenia i możliwe rozwiązania.
Dzisiaj część oficjalna, kolejnym razem „prywata” z dnia drugiego. Intensywny dzień pełen ciepłych i ciekawych ludzi, dzień bardzo męczący, ale jednocześnie dający ogromną radość i satysfakcję. Ale to chyba normalne, gdy robi się to, co lubi. Gdy zajmuje się pasjonującymi tematami wraz z ludźmi, którzy to rozumieją i dla których to też jest pasjonujące. Życzę każdemu, by takich ludzi spotykał na swojej drodze i zajmował się właśnie tym, co sprawia mu radość. Na co dzień!