W życiu nie pomyślałabym, że zamiast podróżować po jakichś Hiszpaniach, Portugaliach i innych takich, w ciągu roku dwa razy pojawię się w Niemczech. Duże zaskoczenie, ale nie będzie to ostatni raz. Tym razem nie było żadnego projektu, nie było kilku dni. Było osiem intensywnych godzin na targach turystycznych w Berlinie i 6 godzin podróży autokarem w jedną stronę. Przyznam, że komfortowo nie było, ale nie narzekam. Bardzo się cieszę, że na targach się pojawiłam i chociaż nie wiem jeszcze czy za rok znów się wybiorę, kiedyś zrobię to na pewno. Przygotowałam dla Was kilka zdjęć z wyjazdu, ale nadal żałuję, że nie zrobiłam ich więcej. Targi były rozstawione na 25. halach, z których część miała nawet trzy piętra, wystawiło się 189 krajów na ponad 10100 stanowiskach. Było co oglądać, ale przez to, że starałam się w te 8 godzin zobaczyć wszystko a do tego nie miałam swojego ukochanego aparatu, tylko pożyczoną od taty cyfrówkę, żeby było mi lżej, część zdjęć nie nadaje się nawet do upublicznienia a część nie została nawet zrobiona. Może nadrobię to w przyszłym roku i będę mogła pokazać Wam troszkę więcej z tego niebywałego wydarzenia. W końcu ITB to nie byle co dla branży turystycznej, największe targi turystyczne na świecie.
Wyjazd należał do jak najbardziej udanych, chociaż liczyłam na większe WOW. Zostałam troszkę tym wszystkim jednak przytłoczona, ale mimo wszystko było dobrze. Zaraz po powrocie stwierdziłam, że już nigdy tam nie pojadę a jeżeli już to dopiero za kilka lat, ale z każdym dniem zastanawiam się i coraz bardziej przekonuję do tego, by jechać już za rok. Tym razem myślę, że wybrałabym się jednak na weekend, albo nawet trzy dni, żeby na spokojnie obejść wszystkie stanowiska a nie biegać od jednego do drugiego, no i fajnie byłoby zobaczyć jednak sam Berlin też.
Targi to nie tylko stanowiska krajów z całego świata, ale też ludzie. Ludzie niesamowicie otwarci i niesamowicie pozytywni. Nie zapomnę Roberto z Madrytu, który ni stąd ni zowąd pojawił się nagle z sokami z ananasa i nawijał po hiszpańsku dopiero po chwili zgadując, że nie jesteśmy z Hiszpanii. Wykorzystałam okazję i konwersowałam po Hiszpańsku. Dzięki temu widziałam, że nie jest tak źle z językiem, do którego nie siadałam już od kilku dobrych miesięcy, ale szału też nie ma. Targi dały mi nową motywację do nauki i za rok chciałabym więcej rozmawiać zarówno po hiszpańsku jak i niemiecku, żeby nie musieć co chwilę mówić, że: „Hablo po hiszpańsku solo un poco” i „Ich spreche Deutsch nicht”.