To jest tekst, do którego zbieram się od 4 miesięcy. SŁOWNIE: CZTERECH MIESIĘCY. Nie wiem dlaczego do tej pory nie potrafiłam nic napisać, dlaczego nie potrafiłam usiąść do zdjęć i przygotować ich pod publikację na blogu. Chciałabym znać odpowiedzi, ale ich nie znam. Lenistwo? Niechęć? Tęsknota? Pewnie wszystkiego po trochu się zebrało i tym sposobem dopiero na przełomie stycznia/lutego będę Wam pisać o podróży, która miała miejsce w dniach 21-25.09.2015r.
Pamiętacie, że działam w kole naukowym? Mimo, że zakończyłam edukację na mojej uczelni, nadal się tam udzielam, a co więcej, jestem jego przewodniczącą. W ubiegłym roku odbyła się już ósma edycja projektu IDSE – Integracyjnych Dni Studentów Europy, w ramach których wybraliśmy się do Hiszpanii, a właściwie na jej południe – do pięknej Andaluzji. Lot Wrocław – Málaga trwał bardzo krótko i po kilku godzinach wyszliśmy na hiszpańskie ziemie, które okazały się bardzo górzystymi i bardzo gorącymi ziemiami. Nasz, polski wrzesień był już nieco chłodnawy. Tam oscylowaliśmy wokół 37 stopni Celsjusza w słońcu ;)
Kilka godzin spędzonych na lotnisku, pierwsze hiszpańskie jedzonko i busem przejechaliśmy 120km, które zaprowadziły nas wręcz znad Morza Śródziemnego troszeczkę w głąb lądu. Stres związany z zakwaterowaniem był, ponieważ mieszkanie załatwialiśmy na ostatnią chwilę, kontakt z właścicielem lokum był bardzo ograniczony, nie mówił on też zbyt dobrze po angielsku a my nawet dokładnie nie wiedzieliśmy gdzie zakwaterowanie się mieści. Okazało się, że mieszkanko było vis-à-vis dworca autobusowego a właściciel sam nas znalazł podchodząc do nas i pytając: „Aga”? Bo z Agą mailował w sprawie wynajmu. A gdy zobaczył pięcioosobową, zagubioną grupę z walizkami, która na Hiszpanów nie wyglądała, stwierdził, że dobrze trafił. No i rzeczywiście obie strony miały pod tym względem szczęście.
Podróż była męcząca, a już kolejnego dnia umówione mieliśmy spotkania na Uniwersytecie w Granadzie oraz u władz miasta, ale zamiast się lenić, stwierdziliśmy, że mamy zbyt mało czasu, by go marnować, więc po rozpakowaniu walizek ruszyliśmy na mały spacerek po okolicy.
Po powrocie koleżanka, z którą dzieliłam pokój źle się czuła, więc postanowiła zostać i odpocząć, ale pozostała część towarzystwa zgodnie stwierdziła, że czas na hiszpańskie przysmaki i zetknięcie się z hiszpańską kulturą i Hiszpanami, więc udaliśmy się do pobliskiej knajpki. W ciągu budynków, w których mieszkaliśmy, na samym dole były dwie, więc padło na jedną z nich. Tortilla, piwko i ploteczki a wszystko wokół pachniało mi tak długo wymarzoną Hiszpanią, do której tak bardzo, przez tak długi czas chciałam się wybrać. Marzenia jednak potrafią się czasami spełniać ;)
CDN ;)