Hiszpański każdego dnia | Podsumowanie miesiąca z hiszpańskim

Nowy rok rozpoczęłam planem na regularną naukę języka hiszpańskiego. Powstał mini projekt, który nazwałam miesiąc z hiszpańskim. Dzisiaj przychodzę z małym podsumowaniem efektów, ale też przemyśleń na temat tego, co dał mi miesiąc regularnej, niemal codziennej nauki języka.

Wypracować nawyk regularnej nauki języka

Jak już wspomniałam, celem tego projektu było wypracowanie nawyku regularnej nauki. Dlaczego? Ano dlatego, że praktyka czyni mistrza. Choć nie jestem jeszcze poliglotką, nauczyłam się już, że nauka języka nie jest sprintem. To maraton, w trakcie którego trzeba mierzyć siły na zamiary i rozłożyć energię w czasie. Godzinne sesje intensywnej nauki zawsze były dla mnie wykańczające, dlatego nawet chodząc do szkoły starałam się słuchać uważnie na lekcji, robić dobre notatki a wiedza sama wchodziła do głowy i nie musiałam poświęcać dodatkowego czasu na naukę. Moja mama zawsze się śmiała, że nie widywała mnie nad zeszytami i książkami a i tak przychodziłam do domu z piątkami.

Był to jednak efekt regularnej nauki, każdego dnia. Choć odbywał się inaczej, niż poprzez ślęczenie nad materiałami długimi godzinami. To samo działanie chciałam więc przełożyć na naukę hiszpańskiego. Języka tego uczę się przez kilka już lat. Gdyby miała jednak zsumować czas faktycznej nauki, wyszedłby rok, może półtora. Wielokrotnie uczyłam się już tego samego zakresu materiału. Udawało mi się go przyswoić i nagle rzucałam naukę na długie miesiące. W ten sposób wpadłam w błędne koło i straciłam motywację mając wrażenie, że stale stoję w miejscu.

Nauka języka każdego dnia

Dlatego też rozwiązaniem na moje bolączki mają być krótkie, codzienne sesje. Mogą trwać 5 minut, mogą 30 – w zależności od czasu, który mam i zapału. Mają jednak odbywać się regularnie tak, by utrwalać to, czego się uczę i powoli, sukcesywnie popychać mnie dalej.

W końcu 15 minut, ale poświęcone na naukę codziennie da lepszy rezultat, niż godzinna, czy nawet trzygodzinna sesja raz w tygodniu. Wiem, bo już przeszłam przez takie etapy nauki. Zawsze kończyły się rzuceniem wszystkiego w kąt i nawet kilkumiesięczną przerwą w nauce. A w ten sposób nikt się jeszcze języka nie nauczył ;)

Stąd też z samym początkiem roku i motywacją związaną z postanowieniami noworocznymi na 2021, postanowiłam dać szansę mojej miłości do hiszpańskiego i zrobić wszystko kompletnie inaczej, niż dotychczas. Po to, by wyrobić w sobie nawyk.

Jak długo trwa kształtowanie nawyku?

Mówi się, że 30 dni regularnego wykonywania danej czynności sprawi, że stanie się ona nawykiem. Stąd też mój pomysł na miesiąc z hiszpańskim, żeby ten nawyk u mnie powstał.

Czy mi się udało? Szczerze mówiąc, nie powiedziałabym. Były takie dni, kiedy uczyłam się przed pójściem spać. Przypomniało mi się, że nie zrobiłam lekcji i nadrabiałam zaległości. Nadal mam wrażenie, że nie wyrobiłam w sobie nawyku, choć sięganie po materiały i nauka, stały się bardziej naturalne. Myślę, że czas ten w moim przypadku musi być znacznie dłuższy, ale efektem krótkich, codziennych sesji jest robienie postępów i brak zniechęcenia. Dużo bardziej męczyłam się, kiedy sesje nauki rozciągnięte były w czasie. O wiele trudniej było mi wrócić czy pamiętać kiedy ostatni raz się uczyłam i robić to regularnie, ale w większych odstępach czasu.

Poprzez codzienną naukę, każdego dnia miałam kontakt z hiszpańskim – czy to poprzez aktywną naukę nowego słownictwa, powtórki i wykonywanie zadań, czy też przez oglądanie materiałów na YouTube, czy czytanie.

Myślę, że wyrobienie rzeczywistego nawyku, żeby nauka języka była czymś nieświadomym i po prostu się odbywała jeszcze zajmie mi sporo czasu. Czuję jednak, że jestem na dobrej drodze. Wyrobiłam sobie ogrom motywacji do działania, widzę swoje postępy i mam ochotę na wiele więcej.

Korzyści z regularnej nauki języka

Korzyści płynących z regularnej nauki języka jest wiele. Poniżej przedstawiam kilka, które zauważyłam przez minione 31 dni:

Jestem na bieżąco z materiałem – sesje nauki odbywają się regularnie. Prowadzi to do tego, że czas, który mija między jedną a drugą nie pozwala na zapomnienie materiału, który przyswajam. Tak więc nie trzeba stale wracać do tego samego. Regularnie powtarzam materiał, więc szybciej i na dłużej pojawia się w głowie.
Brak przytłoczenia materiałem – uczę się codziennie, więc nie potrzebuję wielogodzinnych sesji, w trakcie których przyswajam gramatykę, milion nowych słówek, słucham, piszę. Zamiast długiej sesji raz w tygodniu, dzielę materiał na poszczególne dni. Tym samym mam czas, by rzeczywiście zrozumieć to, czego się uczę i na spokojnie poznawać kolejne meandry języka.
Życie wybranym językiem – nauka języka nie jest przykrą koniecznością. W moim przypadku nie jest jeszcze nawykiem, ale hiszpański towarzyszył mi niemal każdego dnia. Stąd też otoczyłam się nim i stale był obecny w moim życiu. Żywy. Wręcz naturalny. W ten sposób przeskoczenie na słuchanie czy czytanie nie było tak przerażające. W końcu stykałam się z nim dzień w dzień i stało się to nową normalnością.
Skuteczniejsza nauka – wspomniałam o tym już w punktach wyżej. Uważam jednak, że punkt ten zasługuje na dodatkowe wytłuszczenie. Ucząc się systematycznie, na bieżąco mogę dostosować się do swoich potrzeb. Poświęcić więcej czasu na to, co sprawia mi trudność. Łatwiejszy materiał od czasu do czasu powtórzyć. Poza tym nic tak nie utrwala wiedzy i nie pozwala się z nią oswoić, jak regularna nauka.
Duma z wyników – regularne działania sprawiają, że zupełnie inaczej patrzę na osiągane rezultaty. Nie zapominam non stop tego, co już się przecież uczyłam tydzień temu. I dwa tygodnie temu. Zyskuję w ten sposób motywację i widzę poprawę wyników. Aż jeszcze bardziej chce się uczyć.

Miesiąc z hiszpańskim

Jak więc wyglądał miniony miesiąc regularnej nauki hiszpańskiego? Uczyłam się rzeczywiście każdego dnia. Miałam 3 dni przerwy podczas całego miesiąca. Dwie nieplanowane, wynikły z tego, że moje plany na dany dzień się zmieniły i fizycznie nie miałam jak się uczyć. Trzeci z nich był dniem, kiedy czułam, że nie dam rady zrobić nic. Zamiast się do tego zmuszać, postanowiłam sobie odpuścić i zrobić dzień dziecka. Dni na regenerację są także ważne, dlatego bez wyrzutów sumienia zrobiłam sobie przerwę i powróciłam z podwójną mocą. Najważniejsze jednak, żeby właśnie taki dzień dziecka nie stał się naszym nawykiem. W końcu bardzo łatwo odwrócić założenia i na co dzień się lenić a czas, który u mnie był przerwą, stanie się dniami nauki.

Materiały, z których się uczyłam

Kiedyś oglądałam dyskusję dwóch poliglotów, którzy omawiali różne techniki nauki języków. Dzielili się swoimi przemyśleniami i odkryciami. Oboje stwierdzili, że dużo skuteczniejsza jest dla nich nauka z jednego źródła. Tak więc dobierają sobie jeden, dobry podręcznik i nie szukają niczego wkoło, poświęcając mu całą swoją uwagę, dopóki go nie skończą.

Idąc tym tropem, jak pisałam w poście o miesiącu z hiszpańskim, planowałam korzystać z dwóch źródeł do nauki. Bardzo szybko skupiłam się tylko na jednym, tj. Planerze językowym. Czas na hiszpański od wydawnictwa Edgard (niedługo pojawi się recenzja). W ciągu miesiąca wykonałam materiału z 22. tygodni nauki, a więc przewidzianego na niemal pół roku. Zaznaczę jednak, że miałam fory, bo książka zaczyna się na poziomie A1 a sama oceniam swój poziom na mocne A2. Jak opanuję czasy, śmiało będę mogła powiedzieć, że jest to nawet B1. Stąd też tak duże tempo nauki.

Szybko przypomniało mi się, że nauka z jednej książki nie jest dla mnie. Nudzi mnie, nie daje mi pełnego oglądu i kompletu materiałów. Potrzebuję dywersyfikacji. Dlatego też w międzyczasie korzystałam także z Hiszpańskiego na każdy dzień od Preston Publishing. Poza tym oglądałam materiały edukacyjne na YouTube takie jak np. analiza języka hiszpańskiego Pedro Alonso grającego Berlina w Domu z papieru na kanale Spanish with Vincente. Czytałam także fragmenty Królowej Śniegu, powtarzałam słówka z zestawów, które stworzyłam na Quizlet, czy wróciłam do platformy Multikurs celem powtórek i nauki słownictwa.

Podsumowanie

Nauka każdego dnia nie była łatwa. Nie będę oszukiwać i mówić, że łatwo przestawić się na regularne działania, nawet jeżeli miałyby one trwać 5 minut dziennie. Jest to żmudna walka z przyzwyczajeniami, ale też zapominalstwem i lenistwem. Były dni, kiedy po prostu sięgałam po materiały i się uczyłam. Były też takie, kiedy robiłam to po to, żeby nie wstydzić się, że mi się nie udało.

Mimo wszystko, nie robiłam nic na siłę. Jeżeli czułam, że to nie mój dzień i nie mam ochoty, po prostu zrobiłam sobie przerwę. Pilnowałam jednak, żeby tych przerw nie było zbyt wiele i nie wpłynęły na efekt końcowy i mój zapał. Kiedy czułam, że mam gorszy dzień, ale nie chcę rezygnować z planu, odkładałam książki i włączałam materiały edukacyjne na YouTube. Albo łapałam za książkę i przeczytałam na głos kilka stron.

W ogólnym rozrachunku jestem bardzo zadowolona z tego miesiąca. Widzę postępy, które zrobiłam. Zyskałam ogrom motywacji do działania i udowodniłam sobie, że jestem wstanie znaleźć choć kilka minut dziennie na naukę. Nie muszę rzucać innych planów, nie muszę reorganizować dnia. Mam dostęp do tak szerokiej puli materiałów, że mogłam nimi dobrowolnie manipulować i żonglować tak, żeby wstrzelić się w potrzebę danego dnia i dostarczyć sobie takiej formy, na jaką mam siłę, energię, ale też potrzebę i chęć.

Zostań ze mną na dłużej i bądź ze wszystkim na bieżąco:

Related Posts

E-book

Archiwum