Klub Winx to kultowy serial mojego dzieciństwa. Kiedy usłyszałam o tym, że Netflix pracuje nad swoją produkcją, poczułam podekscytowanie. Co prawda zwiastun nie nakręcił mnie jakoś mocno na oglądanie tego serialu, ale jak tylko ujrzał światło dzienne, dałam się porwać. Dzisiaj przychodzę z podsumowaniem tego, co platforma zaserwowała nam w sześciu, 50-kilku minutowych odcinkach.
Klub Winx vs. Saga Winx
Klub Winx to włoska animacja, która opowiadała o losach sześciu nastoletnich wróżek używających magii do obrony Magicznego Wymiaru. Głównymi bohaterkami były Bloom, Stella, Tecna, Flora, Musa oraz Aisha. Każda z nich władała innym żywiołem, choć dwa z nich były dość niestandardowe. Bloom władała ogniem. Stella światłem. Flora naturą. Aisha wodą. Pozostałe dwie to Tecna, która władała technologią oraz Musa, muzyką. Dziewczyny, za swoje wsparcie miały chłopców, zwanych specjalistami. Wśród nich znajdowali się Sky, Brandon, Riven, Helia oraz Timmy. Poza tym, że chłopcy im pomagali, tworzyli także z dziewczynami związki.
Przeznaczenie: Saga Winx to opowieść o uczennicach Alfei, które uczą się władać swoją magią. Tym razem jednak mamy do czynienia z pięcioma bohaterkami. Bloom, która włada ogniem, Aishą władającą wodą, Stellą władającą światłem, Musą władającą emocjami oraz Terrą władającą roślinami i ziemią. Jak widać, moce bohaterek, w zasadzie pozostały bez zmian. Chociaż największą zmianą dla fanów Klubu Winx jest Musa. Zabrano jej moc muzyki, a w zamian przypisano jej uczucia. Panowie także się pojawiają, choć jest ich mniej i niekoniecznie każdy z nich wchodzi z dziewczynami w związki.
Przeznaczenie: Saga Winx – opis fabuły
Przeznaczenie: Saga Winx to serial ewidentnie nieprzemyślany. Toczy się tu wiele wątków jednocześnie, ale tak naprawdę nie wiemy w jakim celu produkcja została stworzona. Założenie jest dokładnie takie samo jak w Sabrinie – przekładamy na ekran starą, słodką produkcję i robimy z niej coś bardziej mrocznego. Problem w tym, że Sabrina od razu nadawała kierunek fabule i wiedzieliśmy w jakim kierunku ona zmierza. Tutaj mamy to wszystko rozmyte. Fabuła galopuje tak bardzo, że ostatecznie jej nie ma.
W teorii obserwować mamy naukę dziewczyn w akademii. Rozwój ich magii, nabranie pewności siebie i (w domyśle) stworzenie przez nie grupy przyjaciółek. Ostatecznie mamy teen drama z milionem wątków pobocznych, które co prawda łączą się w jakąś tam w miarę sensową całość, ale rozmywa się wszystko to, co po drodze. Z dnia na dzień, z nieudolnych czarodziejek, mamy kobiety, które władają swoimi mocami na zawołanie. Podczas, gdy chwilę wcześniej, nie potrafiły wykrzesać z siebie iskierki. Dostajemy grupę zgranych przyjaciółek, które wcześniej nie mają ze sobą prawie żadnego kontaktu. Stąd też podwaliny ich przyjaźni w ogóle nie istnieją, przez co wydaje się ona sztucznie nakreślona. Do tego wszystkiego miałkie postaci i skrywane przez nie tajemnice. Wszyscy mają tu ciemne sekrety, które wypływają w najmniej przewidzianych okolicznościach.
Tutaj nic nie zaskakuje
Saga Winx to kolejna produkcja Netlixa, w której dostajemy utarty scenariusz. Nie ma tu żadnych zaskoczeń, czy kreatywności. Mam wrażenie, że to kolejna produkcja, która idzie po określonym przez platformę schemacie i tylko odhacza kolejne punkty jako zawarte w fabule.
To, co chyba najbardziej jednak boli, to w gruncie rzeczy bardzo znikoma ilość magii. Niby mamy do czynienia z wróżkami. Podobno mają uczyć się w akademii i rozwijać swoje umiejętności. W ostateczności skupiamy się na tajemnicach, historii, którą odkrywa Bloom ze swoimi „so called” przyjaciółmi i kilku potworach. Magii jest tu niewiele, przez co cały klimat serialu dość mocno siada. I potrafię zrozumieć, że dziewczyny mają dopiero się tej magii uczyć, tylko że… no właśnie, nawet ten wątek został gdzieś po drodze zgubiony.
Przeznaczenie: Saga Winx – bohaterowie
Aż boli mnie to wszystko, co muszę tu napisać. Za przykład znów posłuży mi Sabrina, która wydaje się tu dobrym odniesieniem. O ile w Sabrinie postaci i relacje były słabe, o tyle mam wrażenie, że tutaj scenarzyści poszli po linii najmniejszego oporu. Kompletnie nic mi się nie klei a część wątków wręcz bardzo mocno boli.
Bloom (Abigail Cowen)
Aktorka świetnie znana z Sabriny właśnie, bardzo fajnie wpisywała mi się w rolę Bloom. Tak jak często dobór głównych bohaterek niekoniecznie mi odpowiada, o tyle Abigail, moim zdaniem, została odpowiednio dobrana do roli. Jednak jej postać…
Zacznijmy od tego, że Bloom jest introwertyczką, która niewiele rusza się z domu. Walczy z matką, która chciałaby, żeby dziewczyna zaznała trochę życia towarzyskiego. Przenosząc się do Akademii bardzo szybko zmienia swoje nastawienie i nagle ludzie wokół niej, nie stanowią dla niej problemu. Jednocześnie, przyjeżdża jako kompletnie niedoświadczona magiczka, która zmaga się z tym, by wykrzesać ze swojej magii choć iskrę. Z dnia na dzień włada magią jak szalona. Bardzo zabrakło mi jej zmagań z nauką i ukazania progressu.
Stella (Hannah Van der Westhuysen)
Do piątego odcinka kompletnie nie do zniesienia. Nagle, z dnia na dzień przechodzi niesamowitą metamorfozę. Z blondyny typu „Wredne dziewczyny”, staje się umiłowaną, próbującą zbawić świat przyjaciółką. I o ile jej działania są niejako umotywowane fabułą, o tyle ten przeskok jest tak szybki i tak duży, że mierzi w oczy.
Aisha (Precious Mustapha)
Tutaj nie mam za wiele do powiedzenia, z racji tego, że Aisha była dla mnie kompletnym drewnem i czekałam aż sceny z jej udziałem po prostu miną.
Musa (Elisha Applebaum) & Terra (Eliot Salt)
Zestawiam te dwie bohaterki razem, jako że wzbudziły ogrom mojej sympatii i wręcz oczekiwałam więcej scen z ich udziałem. Nie pytajcie dlaczego, ale Musa niesamowicie kojarzy mi się z Albą Flores grającą Nairobi w Domu z Papieru. Być może stąd automatycznie zyskała moją sympatię. Niemniej jej motywy działań są w pełni zrozumiałe i konsekwentne. Jeżeli działa pod prąd, wiemy dlaczego. Bohaterka lekko oderwana od rzeczywistości, ale spójna w całej historii i wraz z Terrą, tylko one rzeczywiście, potrafiły zaskoczyć.
Jednocześnie mamy Terrę, która wielu widzów będzie mierzić. Po pierwsze podmienili ją względem oryginalnej Flory. Do tego dali bardziej pulchną aktorkę, która na tle koleżanek od razu kojarzy się z tym otyłym bohaterem, którego Netflix musi wszędzie wcisnąć. Szkoda, że trafiło akurat na zupełnie inaczej kojarzoną, główną bohaterkę, niemniej ma ona tyle uroku, że trafia do grona ulubionych. Choć z początku wydaje się słaba, rzucona na głęboką wodę, uwalnia pełen potencjał.
Beatrix (Sadie Soverall)
Główny (i jedyny wśród uczniów) antagonista. Niesamowicie wykreowana postać, którą chce się oglądać. Na tyle ciekawie poprowadzono wątek Beatrix, że w pewnym momencie zastanawiałam się, czy ona rzeczywiście jest tą złą. Czy przypadkiem nie pomiliłam się w ocenie i nie ma tam drugiego dna. Aktorka pokazała pazur i znajduje się kilka poziomów wyżej, niż pozostali bohaterowie.
Męscy bohaterowie
To jest chyba część, która boli najbardziej. Nie ma tutaj kompletnie nic ciekawego. Odrobinę broni się Sky. Niemniej męscy bohaterowie są do bólu stereotypowi. Drętwe postaci bez emocji, bez motywacji. Po prostu tam są. Szczytem finezji jest postać Rivena, którego udział w serialu ogranicza się do ciągłego palenia jointów, picia alkoholu i wulgarno-erotycznych tekstów, które pojawiają się „tak przy okazji” KAŻDEJ rozmowy. Choć bohater ma potencjał i chciałabym widzieć go więcej w przyszłości, na ten moment, jego wątki mogłyby zostać wycięte z tego serialu i nie miałoby to na niego prawie żadnego wpływu.
No i zapomniałabym o Dane granym przez Theo Grahama. Czarnoskóry wojownik, który jednocześnie nakreślony jest na homoseksualną, bądź biseksualną postać. Choć do samego końca, na dobrą sprawę, nie dowiadujemy się jak to z nim jest. Kolejna postać ze sporym potencjałem, który został kompletnie zmarnowany.
Inni bohaterowie
Jest w tym serialu kilku bohaterów z bardzo dużym potencjałem. Zaintrygowana byłam postacią Dyrektorki Dowling (Eve Best), ale również tutaj dostaliśmy minimum możliwości, więc nie da się tej postaci jako tako ocenić. Tak samo Silva (Robert James-Collier). Bardzo ciekawą postacią wydaje się Rosalind (Lesley Sharp). To jest jedna z tych postaci, przy której zastanawiamy się czy jest dobra, czy zła do szpiku kości. Domyślam się jaki kierunek obierze serial, niemniej pojawiła się we mnie nutka wątpliwości, czy oceniłam bohaterkę odpowiednio. Zakładam, że w kontynuacji serialu będzie tym bohaterem, który doprowadza do szału. Dokładnie jak niezwykle charyzmatyczna i konkretna Królowa Księżyca grana przez Kate Fleetwood.
Przeznaczenie: Saga Winx – dla kogo jest ten serial
Jednym z większych problemów tego serialu jest to, że właściwie nie wiadomo, do kogo skierowana jest ta produkcja. Zdecydowanie mamy tu do czynienia z teen drama. Sam Netflix ocenił produkcję na 16+. Próbując przeanalizować wszystkie odcinki, kompletnie nie potrafię stwierdzić, dla kogo będzie odpowiednia.
Osoby 20/30+, które wychowywały się na tej animacji, nie do końca mają czego szukać w Sadze Winx. Fabuła jest mocno powierzchowna, skupia się na dramatach nastolatków. Mało w niej magii znanej z animacji, a całość jest mocno banalna. Nastolatkowie, którzy są na pograniczu znania animacji i jej nie znania, w teorii są odbiorcami tego serialu, w praktyce niekoniecznie muszą być zainteresowani przygodami wróżek. Jeżeli spojrzymy znów na dzieciaki w wieku 10-12 lat, które są grupą docelową takiej tematyki… przez niektóre treści w serialu zawarte, a wręcz upchnięte na siłę, nie powinny być odbiorcami tej produkcji.
Stąd też tak duże zmieszanie, bo Przeznaczenie: Saga Winx to rzeczywiście produkcja bez większej głębi i zastanowienia się, w jaki sposób trafić do odpowiedniej grupy docelowej. Upchnięto tu wszystko, co mogłoby zadowolić każdego, ze wspomnianych wcześniej grup, a jednocześnie inne, poupychane wątki, dyskwalifikują ją dla pozostałych grup. Gdybym oglądała ten serial jakieś 10/15 lat temu, wiem że byłabym zachwycona. Znałam animację, a tego typu, nieambitna teen drama byłaby tym, co idealnie uderzyłoby w moje serduszko. Czasy się jednak trochę zmieniły i wiele rzeczy, które kiedyś były lekkostrawne, teraz są zwyczajnie cringe’m. Stąd też obawiam się, że dzisiejsi nastolatkowie w ogóle nie poczują magii, którą znam ja, wychowana na Klubie Winx.
Podsumowanie
Mam wrażenie, że jest we mnie jeszcze bardzo dużo z nastolatki. Choć produkcja ma bardzo dużo niedociągnięć, w gruncie rzeczy spędziłam przy niej kilka przyjemnych godzin. Mogę też być delikatnie nieobektywna przez przepiękne brytyjsko-irlandzkie akcenty, które cały czas pieściły moje uszy. Będąc zakochaną w tych akcentach, jestem wstanie bardzo wiele wybaczyć.
Widzę w tej produkcji ogromny potencjał. Niemniej, 6 odcinków zaprezentowanych do tej pory, pędzi tak bardzo, że żaden z wątków nie ma szans się obronić, bo wszystkie są wciskane na szybko, byle tylko się pojawiły. To samo, pokazane w 10, czy 12 odcinkowym sezonie dałoby nam odpowiednią ilość czasu na rozwój wątków, lepsze ukazanie bohaterów i zrobienie z tego czegoś ciekawszego, niż zlepek wszystkiego, co Netflix ma do zaoferowania produkując teen dramy. Po cichu liczę, że te 6 odcinków to taki trochę pilot, badający nastawienie odbiorców i drugi sezon zostanie znacznie bardziej dopracowany.
Czy to oznacza, że mam zamiar dać produkcji szansę? Jak najbardziej. Sprawdziła się jako zimowe, 6-godzinne guilty pleasure. Koniec końców, całkiem nieźle się bawiłam i chętnie obejrzałabym kontynuację. Mając oczywiście nadzieję, że podciągnięte zostaną wszelkie, możliwe mankamenty produkcji. Mimo wszystko uważam, że ma ona potencjał na całkiem przyjemny serial dla nastolatków.
Przeczytaj także:
Gambit Królowej (2020)
Dylemat społeczny (2020)
Lucyfer 5A (2020)
Joker (2019)