Urodziny to taki moment, przynajmniej dla mnie, kiedy podsumowanie swojego życia przychodzi wręcz naturalnie. Każdego roku jestem o rok starsza i chociaż robię wiele różnych rzeczy, zawsze chcę więcej. Stąd też, jak w przypadku nowego roku i postanowień noworocznych, nachodzą mnie przemyślenia. Może też dlatego, że urodziny mam mniej więcej w połowie roku? Wtedy też rewiduję co mi się udało, co nie a co mogłabym zrobić lepiej.
27 lat za mną
Myślę, że to trzydziestka będzie tym zderzeniem z rzeczywistością i faktycznym rozliczeniem siebie, ale i teraz jest na to przestrzeń.
Skończyłam studia na dwóch, różnych kierunkach. Od 3 lat mam stabilne zatrudnienie w firmie, w której „pnę się po szczeblach kariery” i buduję własny zespół marketingowy będąc jego managerem. Mówię płynnie po angielsku. Od kilku lat mierzę się też z hiszpańskim (tutaj bardzo duże pole do ulepszeń). W tym roku rozpoczęłam także naukę koreańskiego (nareszcie!).
Przeszłam na konkretną dietę (ketogeniczną) i gubię węszcie upragnione kilogramy. Buduję szczęśliwy związek z mężczyzną, którego kocham. Czytam świetne książki. Coraz więcej podróżuję (chociaż chcę coraz więcej i więcej, ale ta nieszczęsna pandemia).
Wszystko jest w naszej głowie
I wszystko brzmi super, choć nie zawsze jest aż tak kolorowo. Bywają wzloty, bywają upadki, osiągam sukcesy, ale zdarzają się też porażki. Nie cofnęłabym się jednak do szkoły i lubię to swoje 27 już lat. Wiem, dla wielu jestem gówniarą i całe życie przede mną, ale zawsze tak będzie z perspektywy osoby starszej. Wiecznie będą tą młodszą i wiecznie chcieliby mieć tyle lat co ja.
Niemniej, z wiekiem przychodzi też mądrość w całej tej infantylności, którą dalej w niektórych aspektach swojego życia zachowałam.
Perspektywa zmienia się z wiekiem
Z wiekiem kompletnie inaczej patrzymy na świat. Kiedy masz na głowie rachunki, zakupy, sprzątanie mieszkania zaraz obok obowiązków zawodowych i wszelkich działań, które robisz dla samorozwoju, pojawiający się na brodzie pryszcz nie jest już takim końcem świata.
I chociaż dalej nie jestem 100% body positive i walczę z nadprogramowymi kilogramami, staram się zmotywować leniwy, tłusty tyłek i zadbać o siebie. Zdarza mi się narzekać na galaretowaty brzuch czy trzęsące się udo. Jednak mam kompletnie inne postrzeganie swojego ciała, niż jeszcze 10 lat temu.
Oczywiście, że chcę czuć się dobrze i być zdrowa. Jednakże kolejne diety czy nakazy na okładkach gazet już mnie tak nie ruszają. Wiem już, że każdy z nas wygląda inaczej, ale każdy z nas jest piękny, o ile jest pięknym człowiekiem wewnątrz. W końcu żadne piękno zewnętrzne nie zakryje paskudy, która jest w środku.
I jak każdy człowiek mam gorsze dni. Kiedy czuję się gruba, brzydka, bezwartościowa i mam wrażenie, że nic mi w życiu nie wychodzi. Kwestia tego, że te dni zdarzają się coraz rzadziej. Udowadniam sama sobie, chociażby taką nauką koreańskiego czy kolejnym sukcesem, że mogę wszystko, co sobie założę. Patrzę w lustro i widzę kompletnie co innego, niż kilka lat temu. I bardzo mi z tym dobrze ;)
Podsumowanie
Nie wiem czy mój wywód ma sens. Nie wiem czy komukolwiek pomoże. Niemniej, jak zmotywuje kogokolwiek, którekolwiek słowo, będę przeszczęśliwa. Najbardziej cieszy mnie to, że chociaż dalej mam swoje demony i wiele kwestii do przepracowania, mam wrażenie, że mocno dojrzałam w swojej niedojrzałości. Do wielu spraw podchodzę też z większym luzem.
I tego właśnie życzę wszystkim. Bo część naszych problemów, to problemy w naszych głowach, które naprawdę nikogo nie obchodzą. To my sami budujemy świat wkoło siebie – naszym myśleniem, nastawieniem i podejściem do tego, co nas otacza.
Zostań ze mną na dłużej i bądź ze wszystkim na bieżąco:
PS Wszystkiego najlepszego dla mnie z okazji urodzin :D
PPS Wybaczcie mi tę nieskładność myśli. Musiałam je z siebie wypluć, a że jednak długo nie pisałam, to trochę namieszałam. Następnym razem będzie lepiej ;)