Cień i kość serial (2021) | recenzja

Długo wyczekiwana adaptacja świetnej serii książek autorstwa Leigh Bardugo. Cień i kość (Shadow and bone) prezentuje wydarzenia pierwszego tomu trylogii Grisza, mieszając ich wydarzenia z bohaterami przedstawionymi w dylogii Szóstka Wron. Z niecierpliwością oczekiwałam więc premiery serialu Cień i kość. Osiem odcinków już za mną, więc zapraszam na małe podsumowanie tego, co zaserwował Netflix, w swoim najnowszym serialu oryginalnym.

Cień i kość - jeleń

Fabuła serialu Cień i kość

Fabuła serialu Cień i kość łączy wątki różnych tytułów z uniwersum „Grisza”. Główny wątek to historia Aliny Starkov. Dziewczyna jest kartografem w armii państwa Ravka, które inspirowane jest carską Rosją. Alina ma mieszane pochodzenie, stąd też przez całe życie była dręczona. Wychowywała się w sierocińcu w Keramzinie, gdzie zaprzyjaćniła się z Mal’em Oretsev’em, który w armii pełni funkcję tropiciela.

Historia zaczyna się w momencie, w którym Mal zostaje wyznaczony do misji przekroczenia Fałdy Cienia. Jest to stworzona setki lat temu, przez Czarnego Heretyka, granica rozdzielająca dwie części Ravki. W Fałdzie znajdują się potwory, które zabijają podróżujących. Stąd też każda podróż przez Fałdę jest niezwykle niebezpieczna. Alina i Mal, całe życie podążają za sobą, więc dziewczyna, podstępem, dostaje się na statek i także bierze udział w przeprawie. W trakcie przeprawy, osoby biorące w niej udział, zostają zaatakowane. Alina chcąc obronić Mala, ujawnia swoją prawdziwą moc, o której sama nie wiedziała. Okazuje się, że dziewczyna jest jedyną w rodzaju Griszą – tzw. Przywoływaczką Słońca. Cała kraina czekała na nią latami, jako że ona jedyna jest wstanie wyzwolić ją od Fałdy Cienia.

Prequel do Szóstki Wron

Jednocześnie, serial Cień i kość opowiada też historię, którą traktować można jako prequel do Szóstki Wron. Przedstawiono trójkę, świetnie znanych z książki bohaterów – Kaza, Inej oraz Jespera, którzy przyjmują zlecenie. Ich zadaniem jest przeprawić się przez Fałdę Cienia i sprowadzić do Ketterdamu Alinę. Poznajemy tutaj znane z historii postaci takie jak Pekka Rollins czy historia Niny i Matthiasa.

Adaptacja a oryginalna historia

W przypadku adaptacji, serial Cień i kość dość dobrze oddaje historię przedstawioną w książce. Nie jest jej wiernym przełożeniem, jednakże podąża za oryginalną fabułą i krok po kroku ją przedstawia. W przypadku Szóstki Wron, tak jak wspominałam, historię można traktować jako prequel. Oryginalna historia dzieje się mniej więcej 2 lata po zakończeniu trylogii Grisza. Stąd też pojawiła się duża niepewność fanów serii, w jaki sposób obie historie miałyby być ze sobą połączone. Wydawało się to niemożliwe. Jednakże, zabieg ten, jest niejako odkupieniem autorki, za to, co w swoich książkach uważa za nieudane. I choć zdania na pewno będą podzielone, uważam że zabieg połączenia historii wyszedł twórcom serialu Cień i kość na plus.

Bardzo dużym plusem tej produkcji jest fakt, że nie trzeba znać książek, żeby świat nas pochłonął. Świetnym posunięciem są pierwsze trzy odcinki serialu. Zawiązują one akcję i przedstawiają bohaterów. Przedstawiają świat wykreowany przez Leigh Bardugo, jednocześnie tłumacząc wszelkie zależności historyczno-polityczne. Dzięki temu widz w żaden sposób nie jest zagubiony i może odnaleźć się w świecie, do którego trafił.

Cień i kość – bohaterowie

Poprzez swoje niestandardowe połączenie, serial Cień i kość przedstawia nam jeszcze więcej bohaterów, niż moglibyśmy podejrzewać. Ciekawie zarysowane, charyzmatyczne postaci, choć nie zawsze otrzymały tyle „czasu antenowego” ile powinny. Przez to, część z nich została spłaszczona a ich motywacja nie do końca jasno wyłożona.

Alina Starkov (Jessie Mei Li)

Mam mały, wewnętrzny konflikt. Alinę w książce bardzo lubiłam. W serialu Cień i kość także zyskała moją sympatię, choć pojawiały się też momenty zwątpienia. Problem w tym, że przez dużą liczbę bohaterów i wątków, zgubiła się gdzieś niejako postać Aliny. Jessie Mei Li nie dostała wystarczająco czasu, by móc ją poznać i polubić – tak jak to było w książce. Zaczynamy od spokojnej, choć zadziornej żołnierki, za chwilę staje się zagubioną w świecie Griszów uczennicą. Jakby tego było mało, chwilę później pojawia się Alina Starkov – zbawicielka – gotowa uratować cały świat.

Darkling aka Zmrocz aka Generał Kirigan (Ben Barnes)

Postać w stosunku do której, swego czasu wybuchła afera w Polsce. W pierwszym wydaniu książki, jego imię pojawiło się w oryginale – Darkling. W kolejnym wydaniu, przetłumaczono je na Zmrocza, co nie spodobało się fanom. Sama preferowałam Darklinga i nigdy nie będzie on dla mnie Zmroczem, jednak dokładnie w ten sam sposób przedstawiony został w serialu.

Ben Barnes, wcielający się w postać Darklinga, odwalił kawał świetnej roboty. Darkling to postać, której motywacja (kiedy się o niej wie!) jest bardzo pozytywna, jednak środki, które dobiera, stawiają pod znakiem zapytania jego dobre intencje. Ben świetnie oddał postać tajemniczego generała, który przewodzi wszystkim. Potężny, przystojny, zawsze dobrze wyglądający w swoich ciężkich pelerynach i szatach. Jego jedno spojrzenie i nie wiesz, czy się zakochać, czy uciekać. Fanki na całym świecie szaleją. Fani serii już od długiego czasu wpisywali Bena jako potencjalnego aktora, który mógłby zostać obsadzony w tej roli. Tak też się właśnie stało.

Bardzo szanuję aktora za niejednoznaczność, którą udało mu się odegrać. Były momenty kiedy oglądałam serial i nie wiedziałam czy intencje Darklinga są pozytywne, czy negatywne. Czy to ten moment kiedy kłamie i zwodzi, czy to jeszcze nie ten moment. Czy emocje, które pokazuje to wystudiowana postawa długowiecznej postaci, czy jednak prawdziwe uczucia, które od niego biją. Postać Darklinga, ubrana w nie tego aktora, mogłaby być bardzo nieudana. Irytująca wręcz. Dostaliśmy jednak kawał naprawdę dobrze zagranej postaci, której motywy z jednej strony są tajemnicą, z drugiej strony są w pełni zrozumiałe. A co najważniejsze, postać stała się bardzo autentyczna.

No i jako wisienka na torcie, oczko puszczone do fanów serii, którzy świetnie znają cytat: „Fine, make me your villain”.

Kaz, Inej, Jesper (Freddy Carter, Amita Suman, Kit Young)

Zestawiam tych bohaterów razem, z racji tego, że pojawili się trochę poza adaptacją Cienia i kości. To trójka bohaterów znanych z Szóstki Wron, których nikt się nie spodziewał, ale każdy ich chciał. Kaz Brekker (Freddy Carter), trudny charakterem, jednak dbający o tych, na których mu zależy. Zawsze ma plan na to, jak wyjść z danej sytuacji. Nieważne na jakim zakręcie się znajdzie.

Inej (Amita Suman), która próbuje uciec z menażerii. Świetnie radzi sobie w cieniu, choć jest bardzo wierząca. Fantastycznie pokazuje swoje religijne oddanie – próbuje nikogo nie zabić i wierzy w świętych. Powinna to wszystko odrzucić z racji swojego emocjonalnego zaangażowania, aczkolwiek finalnie, okazuje się to jej świetnym dopełnieniem.

Jesper (Kit Young), wprawny strzelec chodzący z głową w chmurach. Niesamowicie zabawny, jednak jego usposobienie, za każdym razem, sprawia że misja staje się zagrożona. To jeden z tych bohaterów, którego bardzo łatwo przerysować i bardzo szybko mógłby stać się tym znienawidzonym. Jednakże Kit Young świetnie poradził sobie w tej roli, prezentując postać uzależnioną od hazardu, pałającą sentymentem do kozy i wręcz otrzymującą gwiazdki z nieba.

Nina i Matthias (Danielle Galligan, Calahan Skogman)

Kolejna dwójka bohaterów znanych z Szóstki Wron. Świetny kawałek historii, cudowni aktorzy, którzy świetnie oddali i emocje na ekranie. Mój jedyny zarzut to zbyt mało czasu antenowego, który pozwoliłby na rozkwit ich relacji. To, co się między nimi wydarzyło, nie było tak naturalne, jak być powinno. Niemniej, z zachwytem i ogromnym wyczekiwaniem śledziłam ich losy.

Koza

Nieplanowany bohater drugoplanowy, o którym nie mogłam nie wspomnieć. Kolejne mistrzostwo świata, którego nikt się nie spodziewał, a każdy potrzebował. Co prawda wątek z nabojem był mocno naciągnięty, ale sama rola kozy w całej tej historii – brak mi słów, chylę czoła.

Bohaterowie drugoplanowi

Mamy też szereg bohaterów drugoplanowych, którzy świetnie sprawdzili się w swoich rolach. Pekka Rollins, Ivan, Genya, Zoya, Baghra czy Fedyor – wszyscy wypadli świetnie.

Mamy też Mala, o którym nie wspominałam, ale to dlatego, że w książce bardzo nie lubiłam tej postaci. W serialu jest okej, choć osoby czytające książkę pewnie inaczej go sobie wyobrażały. Mam wrażenie, że jest to postać trochę na dokładkę – taki chłopiec do bicia. W dzieciństwie upokarzany ze względu na swoje pochodzenie. Teraz podąża za Aliną krok w krok, dostaje non stop po mordzie i bierze się znikąd. Nie pałam do tej postaci miłością, choć w pierwszym sezonie był zdecydowanie bardziej znośny, niż w książce.

Scenografia, kreacje i efekty

Wszystko, ale to dosłownie wszystko jest na swoim miejscu. Zacznę od fenomenalnych scenografii, które robią efekt wow. Dalej mamy kreacje, które powalają na kolana i wzmagają to uczucie carskiej rosji. I nie mówię tu tylko o eleganckich keftach. Jeszcze bardziej urzekły mnie zwykłe, brudne ubrania. Znacie to uczucie kiedy oglądacie film o wojnie a tam każdy w czystych, odprasowanych mundurach? Tutaj zadbano o każdy szczegół i nawet bohaterowie nierzadko chodzili umorusani, jakby od długiego czasu nie widzieli prysznica. Do tego wszystkiego dochodzą takie szczegóły jak na przykład specjalnie stworzony na potrzeby serialu język Fjerdan.

Mamy też szereg efektów specjalnych, które nie zawodzą. Griszowie charakteryzują się różnymi mocami, które odpowiednio zostały w serialu pokazane. Wykorzystywanie wiatru na własne potrzeby, rzucanie ogniem, robienie makijażu czy integrowanie przedmiotów ze skórą. Wszystko odbywa się z wykorzystaniem tzw. Małej Nauki. Każdy z tych efektów zaprezentowany został bardzo „naturalnie”, choć bywają też momenty CGI, kiedy widać, że budżet się już delikatnie kurczył. Do tego wszystkiego dochodzi świetne oświetlenie, które odgrywa istotną rolę w wielu scenach i również jest świetnie dopasowane.

Podsumowanie

Cień i kość to bardzo udana produkcja Netflixa. Na dobre wyszło połączenie dwóch serii Leigh Bardugo, które na pierwszy rzut oka były nie do połączenia, jako że działy się w innych liniach czasowych. Bohaterowie, historia, jak i scenografie fantastycznie charakteryzują wykreowany przez autorkę świat. Nadmiar wątków i bohaterów sprawia, że niektórzy nie otrzymali wystarczająco czasu na rozbudowanie swoich historii i nie zawsze wypadają one tak wiarygodnie, jakby mogły. Niemniej, uważam, że Cień i kość to jedna z wartych uwagi produkcji Netflixa z gatunku Young Adult. Już teraz bardzo ciekawa jestem co wydarzy się dalej i nie mogę doczekać się kontynuacji.

.

Zobacz także

Gambit królowej (2020) | recenzja
Przeznaczenie: Saga Winx (2021) – recenzja
Sabrina sezon 4 (2020) – recenzja
Wiedźmin – serial Netflix (2019)

Related Posts

E-book

Archiwum