Samodzielna nauka koreańskiego – pierwszy miesiąc

Pierwszy miesiąc nauki koreańskiego za mną. Liczyłam na wzloty. Bałam się upadków. Jestem jednak bardzo pozytywnie zaskoczona efektami pierwszego miesiąca. Liczyłam na większe wow, z drugiej strony liczyłam się też z porażką i wieloma przeszkodami.

Moje życie w ostatnim czasie to ciągły bieg. Stałe podróże między różnymi miastami Polski. Stąd też nie jestem wstanie rzucić wszystkiego i po prostu uczyć się koreańskiego. Dbam o to, żeby nauka przebiegała regularnie, dbam o to, żeby nie mieć przestojów. Są jednak takie dni, kiedy nie mam możliwości, żeby zrobić cokolwiek. Żyję jednak niejako tym koreańskim i staram się chociaż posłuchać muzyki, obejrzeć jakiś materiał na YouTube, powtarzać słownictwo w głowie. Jestem bardzo zadowolona, że powzięłam tę decyzję i zaczęłam się uczyć tego pięknego języka. Wierzę też w to, że kolejne miesiące to będą jeszcze większe sukcesy.

Koreańska gramatyka

Co mnie zaskoczyło podczas pierwszego miesiąca nauki? To, że tak sprawnie szło mi z gramatyką. O ile w przypadku języka angielskiego długo trwało, ale ostatecznie pokochałam gramatykę, o tyle w hiszpańskim dużo łatwiej wchodzi mi słownictwo, niż ta nieszczęsna gramatyka.

Nie do końca wiedziałam czego spodziewać się w koreańskim. Okazało się, że idę jak burza i muszę zwolnić tylko ze względu na to, że nie nadążam ze słownictwem. Każde zagadnienie gramatyczne, którego się uczę, staram się mocno przećwiczyć. W momencie, kiedy nie znasz słów, ciężko jest składać zdania i ćwiczyć wybrane struktury.

Na etapie, na którym uczyłam się struktury „To jest + rzeczownik” znałam tylko kilka rzeczowników, z którymi mogłam budować zdanie. Bardzo brakowało mi większego zasobu słownictwa, który umożliwiłby mi lepsze utrwalenie poznawanych struktur.

Plan na kolejny miesiąc nauki koreańskiego?

Przede wszystkim poszerzenie zasobu słownictwa. Jest to dla mnie podstawa nauki języka. Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że znając słówka, bardzo pokracznie, ale jesteśmy wstanie składać z nich zdania. Znając struktury gramatyczne, ale nie znając słownictwa, nie powiemy nic.

Dlatego na kolejny miesiąc niejako odkładam gramatykę i wałkuję słownictwo.

Nauka koreańskich słówek

Prawda jest taka, że słówka same w sobie wchodzą mi do głowy dość szybko. Jestem wstanie też je aktywnie przywoływać. Problem leży jednak w zapisie, bo mylę jeszcze poszczególne znaki. Wiem jak się je czyta, ale kiedy pamiętam wymowę słowa, nie zawsze wiem jak je zapisać.

Dlaczego? Ano dlatego, że część dźwięków jest do siebie mocno zbliżona. W zależności od tego gdzie umiejscowiona jest litera, koło jakich liter stoi, tak się ją czyta. Stąd, kiedy pamiętam, że kawa to „kopi”, nie wiem czy „o”, które słyszę to „o” pisane w ten sposób „ㅓ” czy może w ten „ㅗ”. Na tym etapie nauki znaki te brzmią dla mnie niemal identycznie.

Pozytywnie zaskoczona jestem tym, jak szybko zapamiętuję wymowę i znaczenie dźwięków. Problem pojawia się na etapie pisania. Z czytaniem też nie mam problemów i pamiętam znaczenie słów. Tak więc, to pisanie w koreańskim będzie spędzało mi sen z powiek. Ortografia, którą wypracowałam sobie w języku polskim, będzie kompletną zmorą w języku koreańskim.

Jednakże nie poddaję się, walczę dalej. Aktualnie, myślę że w moim procesie nauki jest ok. 90 słów. Początkowo jest to niewiele, aczkolwiek jestem dopiero po pierwszym miesiącu nauki. Dlatego mimo wszystko jestem zadowolona z efektów.

Gramatyce mówię STOP

Stopuję z gramatyką. Ona idzie mi naprawdę świetnie, więc na kolejne zagadnienia przyjdzie pora. Wykorzystując Koreański nie gryzie wykonałam 3 pełne rozdziały i stanęłam przed dalszymi zadaniami ze względu na braki w słownictwie. Stąd plan na kolejny okres nauki, aby skupić się na słowach właśnie. Liczę na to, że w przeciągu kolejnych dwóch miesięcy uda mi się mieć w aktywnym obiegu między 300 a 500 słówek, które pozwolą mi na dalszą aktywną i intensywną naukę. Tak więc na rozwijaniu słownictwa będę skupiać swoją uwagę.

Podsumowanie

Nauka koreańskiego bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się tego, że tak łatwo i przyjemnie przyjdą mi początki nauki. One zawsze są łatwe i przyjemne, ale język azjatycki był do tej pory tak odległy, że spodziewałam się wszelkich trudności. Seria „nie gryzie” jest naprawdę przyjemną odsłoną podręczników, którą testowałam przy niejednym języku i która kolejny raz pozytywnie mnie zaskoczyła. Moja motywacja nie spada, zapał mam taki sam, a nawet większy, niż na początku, więc wiem, że idę w dobrym kierunku.

Już długi czas nie zaczynałam nauki języka od podstaw, więc miło wrócić do początków i przypomnieć sobie tę drogę. Raz jeszcze przeżyć początkową euforię, bo to na początku drogi robi się największe postępy. Po raz kolejny mogłam przeżyć wszystkie wzloty i upadki i obserwować swój progress robiony każdego dnia. Te pierwsze słówka, które wyłapywałam w filmach na YouTube, które oglądałam.

Czuję się zmotywowana i niepokonana ;) A co najważniejsze – te małe sukcesy i ogrom motywacji do nauki koreańskiego mają swoje przełożenie w nauce innych języków obcych – bałam się o to, co będzie z moją nauką angielskiego i hiszpańskiego a co właśnie w tym wszystkim najfajniejsze – nauka koreańskiego bardzo pozytywnie wpłynęła na oba te języki, do których zyskałam jeszcze większy zapał do nauki.

Trzymajcie kciuki – kolejne update’y już niebawem. Mam nadzieję, że mój „słówkowy” plan uda się zrealizować ;)

Zostań ze mną na dłużej i bądź ze wszystkim na bieżąco:

Przeczytaj także

Nauka koreańskiego od podstaw – wyzwanie 2020
Skuteczna reklama na Facebooku – Artur Jabłoński (recenzja)
Hiszpański 1. ¡No hay problema! – kurs j. hiszpańskiego

Related Posts

E-book

Archiwum